Do celu pielgrzymki wyruszamy z Segetu Dolnego, gdzie przez
dwie noce byliśmy zakwaterowani w
przytulnych pokoikach. Tak się złożyło, że mieszkałem sam, co było mi bardzo na
rękę, bo mogłem sobie pomedytować i pomyśleć o swoim życiu.
Krzysztof Ekstowicz |
A jak minął dzień?
Rano, po śniadaniu podjechaliśmy naszym autobusem do
Trogiru, gdzie spotkaliśmy się z panią przewodnik. Ta oprowadziła nas po starym
mieście. Ciekawym, polskim akcentem był plac św. Jana Pawła II. Nie wiem, czy
Wy też tak macie, ale ja zawsze w sercu bardziej czuję się Polakiem za granicą
- doceniam tam swoją polskość. Następnym punktem był sąd i kościół (ten drugi -
niestety zamknięty). Doszliśmy do portu, gdzie pani przewodnik opowiedziała co
nieco o szkolnictwie w Chorwacji, a potem nastała chwila na czas wolny.
Mieliśmy dwa warianty: albo przez godzinę spacerować po rynku, spotkać się przy dworcu i wrócić
autobusem, albo przejść do Segetu około 6 kilometrów na nogach, podziwiając
przy tym piękne widoki i... trochę się zmachać. Ja wybrałem drugą propozycję.
Nie żałowałem. Po drodze dokładniej zwiedziłem port, starówkę, a także zjadłem
lody, oczywiście płacone w kunach - tutejszej walucie.
Po powrocie do hoteliku nastał czas na obiad, który ze
smakiem zjadłem, bo byłem bardzo głodny po tak aktywnych godzinach. Następnie -
krótka (bo 10-minutowa) drzemka i „go to the plażing-smażing”! Co prawda słońca początkowo nie było, ale…
wykąpać się można. Tylko uwaga na jeżozwierze!!!
„Brrr, zimno. Byleby nogi zamoczyć, potem już pójdzie” -
pomyślałem i… rzeczywiście. Następny raz już był prostszy do powtórzenia.
„Cóż, ściemnia się. Pora wracać do hoteliku”. Szybki
prysznic z tej morskiej soli i na Mszę Świętą (nie zapominajmy, że to
pielgrzymka). Było pięknie, bo na jadalni. Ciekawy klimat. Nigdy jeszcze nie
uczestniczyłem w takiej mszy. A potem... śpiewy i zabawy, chciałoby się
powiedzieć, że przy ognisku lecz to nie te klimaty, bo tym razem - przy palmie.
Teraz pisząc, odczuwam skutki opalania. Lecz trzeba
kontynuować drogę, teraz już naprawdę do Medjugorie.
Krzysztof Ekstowicz