Ach ten teatr! Ale czy naprawdę warto?


Nie, nie będę was w tym tekście przekonywać, że do teatru chodzić warto i dlaczego. O tym już dość wszędzie się nasłuchacie, zwłaszcza w szkole. Czasem was nawet zabiorą. Później już nie jest tak łatwo i trzeba wykrzesać z siebie chęci i większe fundusze, ale za to zyskujemy większą wolność w doborze repertuaru.

https://pixabay.com/pl/theatermasken-maski-teatr-2091135/


Chcę wam coś pokazać od drugiej strony, coś czego sama kiedyś nie dostrzegałam, czego po prostu patrząc, odkryć się nie da. Tego trzeba doświadczyć, by móc powiedzieć sobie, kurcze, jaki mi to wszystko w życiu się przydaje i jak je poprawia.
Nieraz patrząc można pomyśleć, może to i ciekawa zabawa, ale w sumie to tylko nauczą się tekstu, zapamiętają co i kiedy zrobić, przećwiczą całość kilka razy i gotowe. Mamy przedstawienie szkolne czy innego amatorskiego, bądź profesjonalnego teatru. Wielkie micyje. No może tylko to wystąpienie przed szerszym gronem to jest coś, bo tremę trzeba przezwyciężyć. Ale poza tym ? Czy to może, im grającym, przynosić jakieś korzyści? Czegoś nauczyć? Nam oglądającym to jeszcze tak, jeśli scenariusz oczywiście coś mądrego w nosi, czy ewentualnie się pośmiejemy. Ale im, grającym?
Tutaj właśnie chciałabym  podzielić się z Wami swoim doświadczeniem, z grania przez kilka lat w amatorskim teatrze i uczestniczenia w różnych warsztatach teatralnych. Nie mówię, że wykształciłam w sobie te wszystkie umiejętności do mistrzostwa i teraz już wszystko gra co najmniej jak w filharmonii (tak dobrze niestety nie ma), ale na pewno potrenowałam. Bo rzucając banałem, dla utrzymania formy trzeba ciągłych treningów.

1.     Być tu i teraz. By ktokolwiek nam uwierzył, by wiedzieć co mówimy, by było to przeżycie, a nie tylko odtwarzanie, gdzie treść nie pokrywa się z imitowaną przez nas emocją. Jeśli nie zaangażujemy się będąc na scenie w swoją postać, tak jakby to było nasze życie, nie ,,przeżujemy jej”, próbując wejść w jej tok myślenia, nie będziemy wiarygodni. Wszystkie nasze codzienne trudy i zmartwienia muszą zostać za kulisami, bez tego bardzo łatwo o błąd, zapomnięcie tekstu czy niezdolność do nagłej improwizacji, gdy nasz towarzysz się pomyli. Co nam to daje w codzienności? Gdy gonią nas terminy i sprawy do załatwienia, a mamy chwilę dla siebie czy znajomych łatwiej nam się odciąć od tego co nie dzieje się teraz i korzystać z chwili. To samo tyczy się kwestii gdy pracujemy lub wykonujemy jakiś obowiązek. Skupiając myśli na tym co właśnie robimy. Podnosimy tego jakość i pod koniec dnia nie mamy wrażenia, że wszystko przeleciało nam przez palce, ale poczucie dobrze wykorzystanego czasu.

2.     Wyrażać emocje.  Na scenie mamy niesamowitą możliwość wyrzucenia z siebie całego obciążającego balastu, w ogóle nie licząc się z konsekwencjami. Kłótnia, rozpacz, trwoga, euforia tak intensywnie wyrażane na co dzień niekoniecznie mogą być dobrze przyjęte i akceptowane przez innych, i wcale nie muszą. A my na scenie zyskujemy bezpieczną przestrzeń do rozładowania stresu i przetrawienia własnych przeżyć, gdyż przecież do nich sięgamy grając. Pomaga nam to również uświadomić sobie jakie reakcje mogą przynosić nasze zachowania i sięgać do tego w codziennych relacjach by np. wybuchając wściekłością nie dziwić skutkom jakie spotykamy.
  
3.     Akceptacja ciała. Gdy czujemy się niepewnie, martwimy się jak wyglądamy, jak wypadniemy. Boimy się źle wyglądać, śmiesznie, nieatrakcyjnie. Skutkuje to zazwyczaj dużym spięciem w naszych ruchach i nienaturalnym skupieniem na sobie, zamiast rozmowie czy czynności którą wykonujemy.  Nasze ciała są tu podstawą naszej pracy, zrobimy tyle na ile nam pozwolą. Uczymy się ich możliwości i dostrzegamy jakie mają ograniczenia. Uświadamia nam to i często popycha byśmy lepiej o nie zadbali i pielęgnowali swoją sprawność. Dla mnie pięknym ćwiczeniem jest głaskanie całego swojego ciała, dziękowanie mu i zapraszanie do pracy.

4.     Relacja. Kontakt wzrokowy partner- partner, aktywne słuchanie i wyczulenie na każdy jego ruch. To tu się dzieje najwięcej i to co najbardziej wciąga widownie. Gdy widzi faktyczne interakcje, a nie tylko odosobnione monologi. Choć również w monodramie osią jest  relacja i to nie mniej ważna od kręgosłupa. W tym kontekście jest to relacja aktor-widownia. Świadomość, że robimy to dla kogoś, a nie siebie bardzo tu pomaga. Zdobywamy tu ważną lekcje uważności na drugiego człowieka i współpracy z nim. W końcu gdy jemu podwinie się noga, lub porwie publiczność będzie to nasze wspólne dzieło i odpowiedzialność.

Nie są to jedyne zyski, wracające do nas gdy zainwestujemy swój czas i energię. Te jednak uważam za najważniejsze i będące źródłem całej reszty takich jak: empatii, dykcji i emisji głosu, prawidłowego oddechu, świadomości wypowiadanego słowa czy odzyskania dziecięcej radości i ciekawości. Nie bez przyczyny teatr to ważny element arteterapii, a elementy jego warsztatu wykorzystuje się na spotkaniach integracyjnych czy szkoleniach umiejętności miękkich.
Korzystajmy więc z tej wielowymiarowej sztuki, na pewno lepiej poznamy siebie, a być może ta ,,terapia” przyniesie wam również inne niespodzianki.


Agata Burghardt