Światowe Dni Młodzieży - to słowa wyobracane w Krakowie na wszystkie
strony. Wielu kojarzą się z tłumami ludzi, hałasem i utrudnieniami w
komunikacji. Innym - z niezapomnianymi przeżyciami, nawiązanymi znajomościami i
wzruszeniami wydarzeń centralnych. Gdy od ŚDM mija dziesięć miesięcy, a
pozostały po nich wspomnienia, ikony w parafiach i trochę publikacji -
warto zapytać, czy ten “raban” miał jakiś sens…?
pixabay.com/pl/wiara-mi%C5%82o%C5%9B%C4%87-nadziej%C4%99-%C5%BCe-od-prosto-441401/ |
W Krakowie wciąż działa i ma się dobrze stworzone przez zaangażowanych w
ŚDM Centrum Wolontariatu Góra Dobra. Przy Kościele Mariackim spotyka się
zawiązana w podobnych okolicznościach wspólnota PanAma; na Bernardyńskiej
gromadzi się grupa No More, stanowiąca “owoc ŚDM”. W Łagiewnikach trwają
comiesięczne międzynarodowe rekolekcje, które pierwotnie były projektem
przygotowującym do ŚDM. Patrząc na takie organizacje i grupy można zacząć mieć
wątpliwości, czy Dni Młodzieży w Krakowie naprawdę się skończyły…
W tym wszystkim nieustannie pobrzmiewa nuta
oczekiwania: na nowe emocje i przeżycia Panamy.
W ŚDM nie chodzi jednak o to, by raz na kilka lat
przeżyć coś niezwykłego. Chodzi o to, co pokazują wspomniane wspólnoty - żeby
ŚDMem się nakarmić, a potem… karmić tym innym. Po to Franciszek wskazywał nam
jako treść lipcowych wydarzeń uczynki miłosierdzia. Jako konkret na każdy dzień
naszego życia. I wreszcie - po to mówił o wstawaniu z kanapy. Te słowa to już
legenda krakowskiego święta młodych - i może trochę przez to dla wielu są już
wyświechtane, raczej zabawne, niż głębokie. Tymczasem trudno o mocniejszy
konkret. I na to pytanie powinniśmy mieć czas zawsze - czy teraz, dziesięć
miesięcy po przeżyciach Światowych Dni Młodzieży, nie zaczynam czasem wegetować
na kanapie? Czy nie warto wstać? Nawet tak dosłownie…
Niech ŚDM trwa - w nas, w naszych wspólnotach, a przede
wszystkim - w codziennym wstawaniu :)
Monika Ziółkowska