Powietrzne chochliki, czyli co nam dźwięczy w uchu



      Pewnego razu w powietrzu pojawiły się chochliki. Było ich bardzo dużo. Stworzonka starały się być tak samo daleko w każdym czasie. Były zadowolone z takiego obrotu sprawy, więc radośnie fruwały.         
      W pewnym odcinku czasu, zadziałała na chochliki siła, zbliżając je do siebie. Były bardzo zdziwione. Zastanawiały się co się dzieje, ale dziwna siła zniknęła tak, jak się pojawiła. Po chwili chochliki przyzwyczaiły się i dalej radośnie fruwały w powietrzu.
W kolejnym odcinku czasu, takim samym jak poprzedni, znów jakaś dziwna siła popchnęła każdego z nich w innym kierunku i chochliki oddaliły się od siebie.
I tak stał się Dźwięk. 

źródło pixabay.com


     Historyjka, którą właśnie miałeś okazję przeczytać, jest zupełnie zmyślona, jednak przedstawia pewne właściwości fali akustycznej. Według fizycznej definicji dźwięk to fala zmiennych ciśnień unoszących się w ośrodku, którym może być m.in. powietrze. Doświadczamy tego zjawiska na co dzień – i zazwyczaj nie zdajemy sobie z niego sprawy, kiedy słuchamy muzyki, rozmawiamy czy wyłączamy poranny budzik.

     W otaczającej nas rzeczywistości powszechnie występują fale. Nie istnieje praktycznie miejsce w którym panuje w każdym momencie to samo ciśnienie. To tylko złudzenie, że na przykład w lesie, w parku albo nad jeziorem panuje idealna cisza. Choć o takiej ciszy marzą skrycie akustycy studiów muzycznych i realizatorzy radiowi.
     W interesujący sposób na dźwięki reaguje też nasz zmysł słuchu. Przede wszystkim zakres dźwięków, które słyszymy, znacznie różni się od tego, co odbierają niektóre zwierzęta. Nietoperze do przemieszczania się w ciemności używają echolokacji, czyli wydają dźwięk znacznie przewyższający swoją wysokością czułość ludzkiego ucha, a następnie odbierają jego echo – czyli odbicia fali dźwiękowej od różnych obiektów. Dźwięki wyższe, niż słyszalne dla człowieka, to ultradźwięki. Poniżej granicy słyszalności znajdują się z kolei infradźwięki. Pewne częstotliwości są dla nas niedostępne, ponieważ w przeciwnym razie słyszelibyśmy prawdopodobnie szum krwi płynącej w naszych żyłach.

     Wiele jest dźwięków, które słyszymy, ale nie docierają do naszej świadomości. Na przykład w sali pełnej komputerów stopniowo przestajemy zwracać uwagę na szum wentylatorów. Podobnie kiedy jedziemy samochodem – początkowo zauważamy, ale dość szybko przestajemy słyszeć odgłosy silnika. Dlaczego? Dla oszczędności energii. Nie jest kwestia niedoskonałości uszu, ale mocy obliczeniowej ludzkiego mózgu. Nasz mózg reaguje przede wszystkim na bodźce, które się zmieniają – a te, które pozostają na stałym poziomie, przestaje odbierać z wysoką intensywnością. Podobnie reaguje na inne odczucia – nasz wzrok przyciąga raczej to, co się rusza, niż statyczny obraz, a jeśli mamy lekko niewygodne buty, to największy dyskomfort poczujemy przy wkładaniu ich, dopóki receptory nie przyzwyczają się do nowego odczucia. Bodźce o stałym natężeniu są pomijane jako nieistotne. 


 źródło pixabay.com
     Ale czy moglibyśmy żyć bez dźwięków, w całkowitej ciszy? Odpowiedź na to pytanie jest możliwa dzięki amerykańskim naukowcom, którzy stworzyli miejsce idealnie ciche. Jest to Laboratorium Orfielda w Minneapolis. Pokój wypełniony materiałami dźwiękochłonnymi redukuje 99.9% dźwięków, stanowiąc najcichsze miejsce na ziemi. Dla człowieka, który jest przyzwyczajony do otaczających go, choćby najcichszych, dźwięków, przebywanie w takiej komorze prowadzi do szaleństwa. Narząd słuchu nie ma na czym skupić uwagi i staje się bardziej czuły na dźwięki ciała.
     W pokoju trudno wytrzymać dłużej niż pół godziny, a rekord Guinessa wynosi 45 minut!
     Dla zachowania dobrej formy psychicznej zachęcam więc do słuchania Radia Pryzmat :).
 Miłosz Derżko