Ciężki dzień. W pracy, co chwila coś nie tak. 8 godzin użerania się (dosłownie!) z ludźmi, którzy akurat dzisiaj postanowili wspiąć się na wyżyny niekompetencji. Do tego szefostwo, które wyciąga najchętniej najtrudniejsze spray i żąda wyjaśnień, a za plecami koleżanka, która nie potrafi się powstrzymać od niewybrednych komentarzy na temat tego, dlaczego tak późno pracujesz w piątek.
źródło:freepik.com |
Kiedy wreszcie wychodzisz z biura masz
wszystkiego dosyć, jedyne o czym marzysz to, żeby taksówka jechała jak
najszybciej. Masz szczęście – samochód już czeka.
W tym momencie zaczyna się wszystko, do
czego prowadził wstęp. Okazuje się bowiem, że pan taksówkarz jest znajomy, już
kiedyś razem jechaliście, macie wspólne tematy i znajomych. Co więcej pan opowiada
tak piękne historie (o swojej żonie, o ich 40 rocznicy małżeństwa, o tym, co
ważne), że od razu się uśmiechasz, zapominasz o tym koszmarnym dniu, bo widzisz
tak wiele dobra i mądrości w jednym człowieku. Przysłania ci to wszystko, co
złe i niedoskonałe, czego doświadczyłaś przez cały dzień.
To jest potęga relacji, potęga rozmowy,
potęga zauważenia drugiego człowieka! Bardzo często mam wrażenie, że żyjemy w
tak bardzo wyizolowanych bańkach, że nie ma tam miejsca na kogokolwiek. Że
owszem, ma się tych 700 znajomych (nie, ja nie mam) na portalach
społecznościowych, ale z większością nie rozmawiało się przez ostatnie 2 lata.
Nic się o nich nie wie, i z wzajemnością. Wysiłkiem ponad miarę jest
znalezienie czasu na kawę z bliską osobą. W dobie kultu ciągłego rozwoju
nieprzyzwoitym jest leżenie na kocu i patrzenie w chmury. Przecież w tym czasie
można iść na siłownię, do muzeum, na kurs szydełkowania, zrobić coś dla swojego
rozwoju!! Życie zgodnie z zapchanym kalendarzem nie przewiduje zadań
nieproduktywnych.
W rodzinach pozanikały niedzielne, wspólne
obiady, goście nie przyjeżdżają tak często, jak wcześniej, wszystko rozbija się
o to, żeby robić jak najszybciej i jak najefektywniej, najlepiej jeszcze
samodzielnie, żeby nie zawracać komuś głowy. Bo przecież kontakt z drugim
człowiekiem zawsze jest kosztowny. Kosztuje czas, zaangażowanie porzucenie
własnego egoizmu na rzecz drugiego, z którym przecież może się nie układać,
może nie być zgodności, wiele można stracić, wiele może się nie udać.
Takie spotkania, jak to dzisiejsze
pozwalają mi odzyskać zdrowy dystans, po raz kolejny wytłumaczyć sobie, że
każdy jest inny i to, co dla mnie jest oczywiste dla człowieka po drugiej
stronie monitora wcale takie nie jest. Że koleżanka wyśmiewająca zamiłowanie do
późnych, piątkowych zmian, widzi, że „nie masz życia”, a nie, że bierzesz te
zmiany, żeby ona mogła pójść do domu.
Dlatego uważam, że relacje, to coś, co
należy pielęgnować za wszelką cenę. Czasem można się nie wyspać, żeby spędzić
kilka dodatkowych godzin z przyjacielem. Czasem znowuż dobrze jest się zerwać o
świcie, żeby iść na wschód słońca z ukochanym. Czasem miło jest też zostać w
łóżku z dobrą książką przez cały dzień.
Wrzucić na luz, nabrać dystansu, „nie
zabijać się” o nic. Bo niby co zyskam harując ponad miarę? Uznanie szefa?
Podwyżkę? Może. A co stracę? Ważne chwile w życiu przyjaciół, rodziny, cenny
czas, którego nikt już nie odda i za premię kwartalną też go nie kupię.
Zuza Kołodziejczyk