Czekać – jak to łatwo powiedzieć

Jakiś czas temu w polskich kinach można było zobaczyć charakterystyczny zwiastun filmu oparty na haśle „Czekam na Listy”. „Listy…” nadeszły w listopadzie, a wraz z nimi… święta. I to święta „na całego”. Czy to źle? Nie będę kryła – uwielbiam widok oświetlonych choinek, a radosne „All I want for Christmas” płynące z głośników przy galerii handlowej nieraz poprawia mi nastrój. Ale coś przecież musi być w tym, że Boże Narodzenie zajmuje w kalendarzu zaledwie dwa dni…

źródło: freepik.com



Cztery tygodnie przed lustrem

Kościół katolicki proponuje nieco inny sposób przeżycia przedświątecznych tygodni. I nie polega on wcale – wbrew obiegowej opinii – na nietańczeniu i umartwianiu się. Jest wręcz przeciwnie! Samo słowo „adwent” oznacza „przychodzenie”, a gdy przychodzi Pan – smucić się nie ma z czego. Ja, jako katoliczka, czekam z radością, jak dziecko, które wie, że jego tata już za moment do niego wróci. Warto podkreślić, iż Adwent to nie tylko przygotowanie do Bożego Narodzenia, ale także przypomnienie o tym, że Chrystus przyjdzie ponownie na ziemię na końcu świata.

Każda kobieta wie, jak to jest szykować się na spotkanie z kimś niezwykle ważnym. Potrafimy spędzić długie godziny na dobieraniu kreacji, poprawianiu makijażu, układaniu fryzury. Ileż radości, ile entuzjazmu jest w tych przygotowaniach! Dla mnie te cztery grudniowe tygodnie są właśnie po to, by zadbać o swoje piękno – przede wszystkim to wewnętrzne – z myślą o czekającym mnie wielkim spotkaniu z Bogiem. A „luster” Kościół podsuwa całe mnóstwo. Roraty – zarówno poranne, jak i wieczorne – urzekają blaskiem świec i obecnością żywego Chrystusa. Rekolekcjoniści głoszą zarówno w kościołach, jak i w sieci. Ja każdy dzień staram się zacząć kilkoma minutami zasłuchania w taką naukę.




Posty i wieńce

Jaką byłabym dziennikarką „wie-rze-nia”, gdybym zamknęła sprawę na samym Kościele Katolickim? Zresztą, nieraz już zauważyłam, że jako katoliczka bardzo wiele mogę i chcę czerpać z duchowości innych chrześcijan. Bardzo odmienny od katolickiego jest „adwent” prawosławny, czyli Post Filipowy. Wierni obrządku wschodniego przez 40 dni nie jedzą mięsa czy nabiału, oczyszczają się także przez skruchę i modlitwę.

Mało kto wie, że to z Kościoła ewangelicko-augsburskiego pochodzi tradycja adwentowego wieńca. Luteranie takie wieńce mają również w domach – przy nich modlą się, czytają Pismo Święte, śpiewają.

Moje ostatnie odkrycie to Kościół Adwentystów Dnia Siódmego. Ciągle toczą się dyskusje, czy jest to jeszcze kościół protestancki, czy może już sekta, jednak nie na tym chcę się skupić. Adwentyści – jak sama nazwa wskazuje – dostrzegają w oczekiwaniu na powtórne przyjście Chrystusa fundament chrześcijańskiego życia. „Oczekiwanie na Jego powrót jest głównym motorem do życia i działania” – piszą na swojej stronie. Czyż to nie piękne przeżywać swoje życie jako pełne nadziei czekanie na Boga?

Pies przed sklepem

Jeden z moich ukochanych poetów – ks. Jan Twardowski – napisał aż trzy wiersze pod tym samym tytułem – „Czekanie”. Najbardziej lubię ten:

Popatrz na psa uwiązanego przed sklepem
o swym panu myśli
i rwie się do niego
na dwóch łapach czeka
pan dla niego podwórzem łąką lasem doi
oczami za nim biegnie i tęskni 
pocałuj go w łapę bo uczy jak na Boga czekać

Nie przepadam za określeniem „takie czasy”, ale tu muszę przyznać – takie mamy czasy, że wszystko musi być szybko, szybciej, najszybciej jak to możliwe. Najszybszy internet, szybki tramwaj, coraz szybsze samoloty, coraz prędzej wymieniane wiadomości sms. Nawet związki muszą być przeżywane „raz dwa” – taka moda. Czekanie kojarzy się negatywnie – z korkami, w jakich stoimy co rano, z kolejką do kasy, która odbiera cenny czas, ze spóźniającym się autobusem. Czy potrafimy jeszcze pięknie czekać? Cierpliwie? Z narastającą radością? Czy potrafimy cieszyć się nie tylko z tego, co mamy teraz, ale i z tego, co będzie za kilka tygodni, miesięcy, lat? Czy potrafimy nie przyspieszać na siłę?

Jak pisze Dan Brown w „Cyfrowej twierdzy” − Wszystko jest możliwe. Niemożliwe wymaga po prostu więcej czasu. Ja widzę w tych słowach lekcję do przepracowania przed Bożym Narodzeniem. Można mówić, że przyjście Boga jest niemożliwe – ale czy dajemy Mu czas, by przychodził…?

Monika Ziółkowska