Środek
wakacji, środek ciemnego lasu. Siedzę samotnie przy ognisku i wpatruję się w
ogień. Nie ma nikogo, ale jestem pewna, że ktoś do mnie przyjdzie. Podbiegnie do mnie grupa uśmiechniętych twarzy, wykona zadanie, które dla niej przygotowałam,
a następnie udada się w dalszą nocną podróż po lesie.
Autor: Klaudia Seremak |
Brzmi
jak historia z bajki? Może odrobinkę, ale to codzienność instruktora
harcerskiego. Kiedy zakładałam drużynę, zarówno dzieci, jak i rodzice
podchodzili do mnie z nieukrywanym dystansem. Nie wiedzieli, kim jestem, co
robię, i przede wszystkim, po co to robię. I rzeczywiście, trochę się nie
dziwię. Może nocne bieganie po lesie z dziećmi z perspektywy rodzica nie
wygląda najlepiej? Może elementy wojskowej musztry kojarzą się rodzicom raczej
z trudem służby wojskowej, niż z pozytywnym, harcerskim wychowaniem? A może
samodzielne budowanie urządzeń obozowych przez dzieci (oczywiście pod naszą
opieką) im nie odpowiada?
Może
tak jest. Nie zmienia to jednak faktu, że po jakimś czasie dystans się
zmniejszył. Rodzice patrzą na mnie z jakby większą ufnością, udało mi się
również przekonać do siebie dzieci. Wiem, że czego bym nie zrobiła (oczywiście
w granicach rozsądku), to rodzice są spokojni o swoje dzieci, które mi
powierzają na czas zbiórek.
Autor: Klaudia Seremak |
Po
co to robię? Jednym z powodów jest chęć przekazania wiedzy uzyskanej w
harcerstwie dalej. Chciałabym, żeby moi harcerze byli jeszcze lepsi ode mnie. A
poza tym? Jedną z zasad prowadzenia dobrej zbiórki jest zasada „Drużynowy też
się bawi”. Po prostu sprawia mi to szczerą i nieukrywaną radochę. I tę właśnie
pozytywną energię staram się przekazywać moim podopiecznym.
Środek
wakacji, środek ciemnego lasu. Siedzę samotnie przy ognisku i wpatruję się w
ogień. W oddali słyszę radosne okrzyki harcerzy i komendy wydawane przez moją
przyboczną. Podchodzą, z uśmiechami na twarzach i pytają, „Co słychać druhno?”.
W tej sytuacji wiem, że robię dobrą robotę.
Klaudia Seremak