Ale seriale!

Breaking Bad, Zakazane Imperium, Mad Men, Dexter, Gra o Tron, Skazany na śmierć, Zagubieni, Sherlock, Modern Family, Przyjaciele, Jak poznałem waszą matkę, Teoria Wielkiego Podrywu, Dr House, Detektyw – uff, i to jeszcze nie wszystkie. Serialomania opanowała świat. Jak to się stało? Przerwij na chwilę oglądanie kolejnego odcinka House of Cards, a opowiem Ci, dlaczego ta wymyślona, serialowa rzeczywistość tak bardzo Cię wciąga.


 Pewnie na początku będziesz się trochę krzywić. Bo przecież wcale nie oglądasz tak dużo tych seriali. Tylko odcinek ulubionego sitcomu do śniadania, kilka hitów na bieżąco (no przecież musisz się orientować, czy rzeczywiście „winter is coming”, czy Jon Snow ciągle nic nie wie, i co słychać u Dona Drapera czy Franka Underwooda) i ewentualnie jakaś króciutka propozycja od BBC na weekend. Ale naprawdę, nie musisz się ukrywać. Dziś oglądanie seriali to nie powód do wstydu (no dobrze, chyba, że nałogowo śledzisz losy Mostowiaków i Lubiczów). W XXI wieku seriale przeżywają swój złoty okres. Jest ich dużo i, co najważniejsze, są dobre, przynajmniej niektóre.

Skąd się wziął ten szał?
 

Nie jest jednak tak, że fascynacja serialami narodziła się z dnia na dzień. Już w latach 40. i 50. w USA triumfy święciły takie pozycje jak I Love Lucy, czy Perry Manson. Potem seriale znacznie straciły na popularności, by znów odrodzić się na dobre w latach 90., a po 2005 roku serialowy szał ogarnął świat już na dobre. Dziś niewielu wyobraża sobie tydzień bez kolejnego odcinka. Na dodatek internet sprawia, że nie trzeba już czekać z niecierpliwością na to, co wydarzy się na ekranie telewizora. Można oglądać całe sezony naraz, nadrabiać seriale sprzed lat, a wszystko po to by mieć potem czym zabłysnąć w towarzystwie.

Gorszy brat kina? Wcale nie!

Należy także wspomnieć, że w momencie, gdy seriale znów stały się kulturowym fenomenem, wzrosła także ich ranga. Dziś serial jest nie tyle tanią rozrywką, co coraz częściej sztuką, zarówno pod względem narracji, jak i tego w jaki sposób został zrobiony, obejrzyj (jeśli jeszcze nie widziałeś/aś) Detektywa, Olive Kitteridge, Breaking Bad, czy Sherlocka, a przekonasz się, że coś w tym jest. Produkcje telewizyjne, kiedyś nazywane „gorszym bratem kina”, dziś są traktowane na równi z wielkimi hitami jedenastej muzy. Często również nie ustępują im budżetem. Jak się okazuje stworzenie serialu z prawdziwego zdarzenia kosztuje dziesiątki, a nawet setki milionów dolarów. Sam odcinek pilotażowy Zakazanego Imperium pochłonął aż 20 milionów. A wszystko po to, by oddać klimat tego, jak wyglądało życie w Atlantic City w latach dwudziestych...



Kiedyś wstyd, dziś powód do chwały

Ale nie tylko Ty, czy ja kochamy seriale. Seriale (na nasze szczęście) pokochali także znani ze świata filmu. Nie jest to już teren zakazany. Jeszcze nie tak dawno, kiedy David Lynch stworzył Miasteczko Twin Peaks (1990–1991) zarzucano mu, że się sprzedał. Jak się jednak okazuje, z perspektywy czasu, po prostu wyprzedził trendy. Dziś nikogo nie dziwi, że za seriale biorą się Martin Scorsese, Steven Spielberg, czy Bracia Cohen, a gwiazdy takie jak Sigourney Weaver, Kate Winslet, Mathew McConaughey, Claire Danes, Glenn Close czy Kevin Spacey z powodzeniem grają i podbijają serca odbiorców swoimi kreacjami. Bo serial daje aktorowi pole do popisu. Pozwala widzowi zżyć się z jego bohaterem znacznie bardziej niż film. To jednak nie oznacza, że kino ginie. Do kina ciągle zdarza nam się chodzić. Poza tym, są przecież takie wynalazki jak sequele czy prequele, czy filmy w częściach, które już dziś są takimi trochę miniserialami na dużym ekranie.
Serial? A po co Ci to?

Co ciekawe, serial często staje się również częścią naszego życia. Jak to się dzieje, że wybieramy sobie na przyjaciela na samotne wieczory akurat te, a nie inna pozycje? Ien Ang z University of Western Sydney twierdzi, że aby widz polubił serial musi on odzwierciedlać to, co ten czuje i jak postrzega świat. Coraz częściej wśród badaczy pojawia się stwierdzenie, że dziś tak naprawdę konsumujemy emocje i tych emocji poszukujemy właśnie m.in. w serialu czy w innych elementach kultury masowej. Ale seriale to oprócz emocji coś jeszcze. Warto zauważyć, że przede wszystkim prezentują pewne wzory zachowań, poruszają ważne problemy, często dotyczące konkretnej grupy społecznej. Dobrym przykładem jest tu serial Skins, opowiadający o prawdziwych aż do bólu problemach dorastającej młodzieży.

Wyróżnia się także jeszcze jedną grupę „zjadaczy telewizji”. Niektórzy oglądają seriale po to, żeby poznać inną rzeczywistość czy dowiedzieć się czegoś nowego o świecie. Oglądając House of Cards uczą się więc polityki, Homeland dostarcza im wiedzy o konflikcie w Iraku i o działaniach CIA na Bliskim Wschodzie, Neal Caffrey z White Collar uczy jak kombinować, medyczne zagadki rozwiąże Doktor House, ewentualnie ktoś z załogi szpitala w Seattle (Chirurdzy), chociaż tam akurat główna bohaterka jest znacznie bardziej zajęta radzeniem sobie ze wszystkimi nieszczęściami świata, jakie spadły na nią przez ostatnie 11 sezonów (Alzheimer matki, strzelanina, katastrofa samolotu, śmierć siostry, śmierć ukochanego i pewnie jeszcze by się coś znalazło). Kiedy chcą zobaczyć jak wygląda praca dziennikarza sięgają po The Newsroom Aarona Sorkina – wizja trochę utopijna, ale ogląda się całkiem miło. Podobnie jak brytyjskie The Hour, gdzie można się dowiedzieć z jakimi niebezpieczeństwami wiązała się praca dziennikarza w latach 50. (szczególnie, gdy dopiero zaczynało się swoją karierę i od razu trafiło się na ślad afery szpiegowskiej). Nie brakuje także seriali o istotach nadprzyrodzonych – Supernatural, Czysta Krew, American Horror Story czy Pamiętniki Wampirów zabiorą w świat magii, wampirów (zbyt chyba jednak czasami ludzkich i słabych), duchów, strachów i upiorów. Na ekran telewizyjny przeniesiono już także m.in. Baśnie braci Grimm.

Serial a rzeczywistość

Należy też wspomnieć o drugiej, trochę bardziej mrocznej stronie mody na seriale. Bo chore fascynacje pojawiają się przecież nie od dziś. I tak serial Dexter zainspirował Kanadyjczyka Marka Twitchella do popełnienia morderstwa, które ten zaplanował sobie bardzo dokładnie według wskazówek udzielonych mu przez głównego bohatera. Serial Gra o Tron wini się za to za rozprzestrzenienie mody na psy husky, a co za tym idzie na masowe porzucanie kupowanych pod wpływem chwili pupilów. To że seriale mają wpływ na rzeczywistość, w której żyjemy potwierdza także na przykład fakt, że Mad Men wpłynął na wzrost sprzedaży noszonego przez bohaterki modelu biustonosza. Najwięcej kontrowersji wywołują jednak seriale medyczne. Prawdziwi lekarze zarzucają im niewiarygodność. Pod ich wpływem ludzie zaczynają doszukiwać się u siebie chorób, na które cierpią serialowi bohaterowie (Syndrom House’a). Z drugiej strony zwiększają one świadomość społeczeństwa. W mediach niejednokrotnie pojawiały się historie tych, którzy dzięki odcinkowi ulubionego medycznego tasiemca zdiagnozowali się właściwie.



Nie marnuj czasu – oglądaj

Ale wróćmy do pozytywów. Możesz się więc czegoś dowiedzieć, możesz się po prostu trochę odstresować po ciężkim dniu. Ale to nie wszystko. Co ważne, seriale dają nam też poczucie wspólnoty. Pamiętasz, ostatnim razem, o tutaj, pisałam o dzieleniu. I z serialami też tak jest. Dzielimy się na fanów Gry o Tron i tych, których ta tematyka nie przekonuje, lubimy House’a albo Dextera. Oglądamy seriale brytyjskie lub amerykańskie, a może jeszcze inne. W konkretnym serialu lub bohaterze odnajdujemy czasami siebie. Naprawdę, nie żartuję! Kiedyś, w jednej z rozmów ze znajomym, usłyszałam, że kiedy obejrzał po raz pierwszy serial Przyjaciele wiele dowiedział się o życiu i o sobie samym. Koleżanka znajduje u siebie dziwactwa Sheldona Coopera, inna utożsamia się z bohaterami New Girl, jeszcze ktoś inny pod wpływem Ostrego Dyżuru, oglądanego w dzieciństwie właśnie wybiera się na medycynę. I jak tu mówić, że seriale to marnowanie czasu?

Justyna Kępa