Ciąg dalszy
historii tramwajowych nastąpi... już za chwilę!
Przeczytałam
ostatniego posta na blogu, a że teraz moja kolej na napisanie czegoś ciekawego
i w obliczu braku inspiracji stwierdziłam, że wezmę przykład z Szymona. Pomyślałam,
że przy najbliższej tramwajowej podróży postaram się z całych sił zaobserwować
coś niezwykłego, tak jak Szymon.
Wyszłam więc
rano z domu w poszukiwaniu inspiracji! Tego dnia moja podróż była zaplanowana
na 2 autobusy i 4 tramwaje, wiecie jak jest uczelnia, zakupy, praca, czasem człowiek się musi najezdzić, ale przynajmniej była duża szansa, że spotka mnie
coś nietypowiego! Wsiadłam w pierwszy autobus, czujna jak pies i z sokolim
wzrokiem obserwuje, niczym Scherloc Holmes, nieszczęsnych ludzi, nieświadomych
mojej misji. Niestety pierwsza podróż zakończyła się fiaskiem. Kilkoro młodych
ludzi ustąpiło starszym paniom miejsca, ktoś pomógł zagubionemu Japończykowi
obsługiwać automat biletowy, nic spektakularnego. Ale ja się nigdy tak szybko
nie poddaje! Czas na pierwszą przesiadke tym razem padło na tramwaj, a nóż może tramwajowe maszyny mają więcej ciekawych historii do pokazania. Wsiadłam do 13,
która wiecznie wygląda jak napakowana puszka sardynek, co mi specjalnie nie
przeszkadzało. Każdy musi jakoś dojechać do celu, wręcz przeciwnie, ucieszyłam
się bo szanse na wypatrzenie czegoś ciekawego były większe. Niestety sytuacja z
autobusu powtórzyła się, żadnej ciekawej sytuacji, żadnych siatkarek, nic
kompletnie nic! Podróżowłam tak cały dzień, aż nadzieja osiągneła poziom ZERO! Wracając
do domu, już na pieszo z przystanku analizowałam swoją beznadzieją sytuacje,
termin dodania wpisu bliżej niż dalej, a ja nie mam nic!
Wtedy
postanowiłam wykrzesać z siebie ostatki sił. A, że zawsze staram się znaleźć
przynajmniej odrobine pozytywów, nawet w najbardziej beznadziejnej z
beznadziejnych sytuacji, wróciłam pamięcia do pierwszego przejazdu autobusem. Jestem
wzrokowcem i potrafię wszystko odtworzyć w pamięci, przypomniałam sobie
wszystkie sytuacje z 2 autobusów i 4 tramwajów. Wtedy mnie olśniło i już wiem
dlaczego jeden z wykładowców zawsze powtarzał, że „tematy leżą na ulicy”. W tym
przypadku w krakowskich mpk-ach.
Podliczyłam
to, w mojej odtwarzanej jak film z taśmy, pamięci i wyszło mi, że conajmniej 20
razy ktoś ustąpił komuś miejsca w tramwaju lub autobusie, młoda dziewczyna
pomogła Japończykowi z automatem biletowym, mężczyzna pomógł kobiecie z wózkiem
wsiąć do tramwaju, ktoś pożyczył innemu gotówkę na bilet bo nieszczęśnik
posiadał tylko kartę do bankomatu. Nie mówiąc już o miłych uśmiechach, czy
bezinteresownej pogawędce.
Moja
jednodniowa podróż przyniosła jednak coś, niesamowitego, ciekawego, a przede
wszystkim pozytywnego! Wcale nie jest tak, że jesteśmy gburować i nieuprzejmi!
Trzeba tylko umieć zauważać te pozytywne rzeczy, a nie skupić się tylko na tych
złych! Jesteśmy super, mili i pozytywni, oby tak dalej. Brawo MY!
Barbara Węgiel