Składniki, sposób przygotowania i efekt końcowy



Długo zastanawiałam się co umieścić na blogu Radia Pryzmat. Temat dowolny, długość dowolna – nic tylko usiąść i pisać – to moja pasja. Tylko… dlaczego to nagle zrobiło się takie trudne?
Studia ?
Nie wszyscy chcą czytać o czyichś zajęciach po swoich zajęciach/obowiązkach.

Radio?
Wystarczy, że słuchacie.

Obecna sytuacja w kraju?
 … pominę ten temat dla dobra mojego i Waszego zdrowia.

Historyczne wydarzenia, które niedawno miały lub wkrótce będą mieć swoje rocznice?
To nie jest moją mocną stroną. W sumie historia to chyba moja najsłabsza strona...

Zbliżające się eventy?
Wszędzie są takie informacje.

Wiem! Może wybiorę coś z moich dotychczasowych tekstów?
Mało ambitne…

Chyba nic nie wymyślę dzisiaj, może za kilka dni spróbuję znowu. Teraz kilka stron książki i do spania!
Zaraz, zaraz… książka? Recenzja?
Oklepane, ale może się sprawdzi. Dla mnie przyjemne, a może ktoś z Was znajdzie coś dla siebie!
 
autor: Karolina Zuber

***
„WYTŁUMACZ CUD”
Nicolas Sparks… To nazwisko mówi wiele fanom romansu czy melodramatu. Autor książek właśnie z tych gatunków, które pobudzają i często prowadzą do wzruszenia. Pisarz zawiera w swych dziełach wątki dramatyczne i choć happyend rzadko pojawia się bezpośrednio, to zawsze na końcu czytelnik jest napełniony nadzieją i nie jest całkowicie załamany.
Sporadycznie czytanie jego książek jest dla mnie łatwe i przyjemne. Zazwyczaj to czytanie „na siłę” pierwszej połowy, gdzie ciekawych stron, które pochłaniam w minutę, jest może pięć. Jednak jak dotrę do drugiej części, często po kilku tygodniach, a nawet miesiącach, jestem zadowolona, że dałam radę i całkowicie poruszona tym co mogłam przeczytać. Nie można autorowi zarzucić braku talentu, używania zbyt trudnego języka… NIE! Wszystko jest tak jak ma być, ale fabuła potrafi się ciągnąć.
„Jesienna miłość”, „Ostatnia piosenka”, „Wciąż ją kocham” i wiele innych tytułów książek Sparksa nauczyły mnie, że jakkolwiek bym się nie męczyła, muszę doczytać do ostatniego słowa epilogu.
„Prawdziwy cud”, bo to na temat tego dzieła jest mój wywód, to chyba rekordzista, ponieważ od przeczytania pierwszego słowa do ostatniego minęły 4 miesiące!
Wytłumacz cud. Tak, główny bohater (Jaremy Marsh) ewidentnie miał to, jako swoje motto. Nie istniało dla niego nic czego nie dało się uzasadnić naukowo. Udało mu się nawet obalić kilkuwieczną legendę na temat duchów w małym miasteczku Bonne Creak w Karolinie Południowej. Czyli mamy tu w 100% racjonalnego dziennikarza, na którym nic specjalnie nie robi wrażenia, a dodatkowo jest u progu kariery większej niż jedna rubryka w czasopiśmie naukowym. Wszystko dzięki jego sztuce powątpiewania we wszelkie zjawiska paranormalne. Kto by pomyślał, że jego życie obróci się o 180 stopni w trzy dni, oczywiście za sprawą dziewczyny (jakby inaczej, przecież to Nicolas Sparks!) – Lexi - która pała do niego niechęcią, a po trzech dniach łączy ich już wielka miłość. Oczywiście, trochę pikanterii dodaje fakt, że Pan Dziennikarz zdobywa najbardziej pożądaną dziewczynę w miasteczku. To taka klasyczna wersja miłosnych opowieści, że najprzystojniejszy mężczyzna wybiera sobie najpiękniejszą kobietę. Jednak trzeba przyznać, że ta „oklepana” wersja nigdy się nie nudzi. Zauważmy, że miłość to uczucie, brak empirycznego wytłumaczenia, coś irracjonalnego. Można by rzec, że to już taki mały cud, dynamiczna przemiana bohatera. Jednak Ci, którzy strona po stronie dotrą do końca tej książki poznają cud cudów, który przytrafił się w jego życiu, a to za sprawą kilku dni w małej mieścinie i miłości, która często uderza znienacka jak piorun, niekiedy nawet boli tak samo!
Specjalnie nie napiszę nic więcej, nie zdradzę choć kawałka fabuły, z nadzieją, że może właśnie Ty – przyszły czytelniku - będziesz musiał się pomęczyć, ale przez to przeżyjesz wzruszenie i poczujesz ciepło w sercu, czytając ostatnie zdanie.
                                                                       ***

Autor: Karolina Zuber

Książki mają moc, a już na pewno przynoszą wenę na swoich kartkach!

A filmy?
Nie mogę tego tematu pozostawić bez słowa.
Tylko który, z 869 filmów, które widziałam, wybrać do zrecenzowania na bloga Radia Pryzmat? (UWAGA: W tej liczbie nie ma błędu! Proszę, nie bierz do ręki kalkulatora, naprawdę lepiej nie wiedzieć ile to jest godzin, zwłaszcza jeśli uwzględni się fakt, że oglądam filmy po kilkanaście razy).
Mam! Niech będzie jedna z najlepszych bajek.





***
CO NAM TAM W GŁOWIE SIEDZI?
Kolejna ‘Disney’owska’ animacja pod tytułem:  „W głowie się nie mieści”. Opowieść o tym co dzieje się w głowie człowieka - jak każdego dnia jesteśmy sterowani przez Radość, Smutek, Gniew, Strach i Odrazę - jest produkcją wywołującą śmiech, ale także łzy. Rzadko się zdarza, że film bawi i jednocześnie uczy pokazując rzeczywistość, jednak twórcy tej bajki połączyli  to perfekcyjnie. Jest ona bardziej realna niż niektóre dzieła z prawdziwymi aktorami.
Na ekranie możemy oglądać życie dziewczynki od dnia jej urodzin do wieku wczesnego dojrzewania. Widz ma wgląd w najgłębsze zakamarki umysłu i może zobaczyć życie bohaterki z jej perspektywy. Jednak żeby nie było to skierowane tylko do młodszej części widowni, dostajemy również wgląd w głowy rodziców.
Technika tworzenia jak zwykle nie zawodzi. Obraz miły w odbiorze, kolory żywe, współgrające, grafika, postacie dobrze wykończone - nic dodać, nic ująć. Tym razem nie była to produkcja wypełniona po brzegi piosenkami, które ‘chodzą’ za człowiekiem jeszcze długo po seansie. Jedna piosenka w zupełności wystarczyła i nadała szczególnego charakteru tego studia, ale bez przesady.
Walt Disney Pictures proponowało nam mnóstwo dzieł - jedne zachwycające, drugie trochę mniej. Jedne zapisywały się w pamięci na długie lata (choć w przypadku „Króla Lwa” odważę się powiedzieć, że na całe życie), inne były przyjemne dla oka tylko w trakcie pokazu i nie wywoływały wielkiego poklasku. „W głowie się nie mieści” zaliczę do pierwszej kategorii.
To naprawdę bajka - bawi, uczy, ma pięknie zakreślony morał. Przyjazna opowieść pełna Radości współgrającej w końcowej fazie ze Smutkiem. Pokazuje dzieciom, ale też dorosłym, że nie zawsze wszystko jest wspaniałe, ale nawet jeśli w życiu zbierają się czarne chmury, to wcale nie musi oznaczać czegoś złego.
***
Jednak jak człowiek zaczyna pisać o tym, co uwielbia, to nawet wypisany długopis nie jest w stanie mu przeszkodzić.
Co wyszło? Sami mogliście przeczytać. Poniżej załączam przepis na mój tekst, może doda Wam inspiracji w łączeniu wybranych przez Was składników.
Składniki:
·         dwie recenzje
·         odrobina sylwetki.
Sposób przygotowania:
Gatunki dziennikarskie razem wymieszać i wylać na bloga Radia Pryzmat.
SMACZNEGO!

Karolina Zuber