Długo
zastanawiałam się co umieścić na blogu Radia Pryzmat. Temat dowolny, długość
dowolna – nic tylko usiąść i pisać – to moja pasja. Tylko… dlaczego to nagle
zrobiło się takie trudne?
Studia
?
Nie wszyscy chcą czytać o czyichś zajęciach po swoich zajęciach/obowiązkach.
Radio?
Wystarczy, że słuchacie.
Obecna sytuacja w kraju?
… pominę ten temat dla dobra mojego i Waszego zdrowia.
Historyczne wydarzenia, które niedawno miały lub wkrótce będą mieć swoje rocznice?
To nie jest moją mocną stroną. W sumie historia to chyba moja najsłabsza strona...
Zbliżające się eventy?
Wszędzie są takie informacje.
Wiem! Może wybiorę coś z moich dotychczasowych tekstów?
Mało ambitne…
Nie wszyscy chcą czytać o czyichś zajęciach po swoich zajęciach/obowiązkach.
Radio?
Wystarczy, że słuchacie.
Obecna sytuacja w kraju?
… pominę ten temat dla dobra mojego i Waszego zdrowia.
Historyczne wydarzenia, które niedawno miały lub wkrótce będą mieć swoje rocznice?
To nie jest moją mocną stroną. W sumie historia to chyba moja najsłabsza strona...
Zbliżające się eventy?
Wszędzie są takie informacje.
Wiem! Może wybiorę coś z moich dotychczasowych tekstów?
Mało ambitne…
Chyba
nic nie wymyślę dzisiaj, może za kilka dni spróbuję znowu. Teraz kilka stron
książki i do spania!
Zaraz,
zaraz… książka? Recenzja?
Oklepane, ale może się sprawdzi. Dla mnie przyjemne, a może ktoś z Was znajdzie coś dla siebie!
Oklepane, ale może się sprawdzi. Dla mnie przyjemne, a może ktoś z Was znajdzie coś dla siebie!
***
„WYTŁUMACZ CUD”
Nicolas
Sparks… To nazwisko mówi wiele fanom romansu czy melodramatu. Autor książek
właśnie z tych gatunków, które pobudzają i często prowadzą do wzruszenia.
Pisarz zawiera w swych dziełach wątki dramatyczne i choć happyend rzadko
pojawia się bezpośrednio, to zawsze na końcu czytelnik jest napełniony nadzieją
i nie jest całkowicie załamany.
Sporadycznie
czytanie jego książek jest dla mnie łatwe i przyjemne. Zazwyczaj to czytanie „na
siłę” pierwszej połowy, gdzie ciekawych stron, które pochłaniam w minutę, jest
może pięć. Jednak jak dotrę do drugiej części, często po kilku tygodniach, a
nawet miesiącach, jestem zadowolona, że dałam radę i całkowicie poruszona tym
co mogłam przeczytać. Nie można autorowi zarzucić braku talentu, używania zbyt
trudnego języka… NIE! Wszystko jest tak jak ma być, ale fabuła potrafi się
ciągnąć.
„Jesienna
miłość”, „Ostatnia piosenka”, „Wciąż ją kocham” i wiele innych tytułów książek
Sparksa nauczyły mnie, że jakkolwiek bym się nie męczyła, muszę doczytać do
ostatniego słowa epilogu.
„Prawdziwy
cud”, bo to na temat tego dzieła jest mój wywód, to chyba rekordzista, ponieważ
od przeczytania pierwszego słowa do ostatniego minęły 4 miesiące!
Wytłumacz
cud. Tak, główny bohater (Jaremy Marsh) ewidentnie miał to, jako swoje motto.
Nie istniało dla niego nic czego nie dało się uzasadnić naukowo. Udało mu się
nawet obalić kilkuwieczną legendę na temat duchów w małym miasteczku Bonne
Creak w Karolinie Południowej. Czyli mamy tu w 100% racjonalnego dziennikarza,
na którym nic specjalnie nie robi wrażenia, a dodatkowo jest u progu kariery
większej niż jedna rubryka w czasopiśmie naukowym. Wszystko dzięki jego sztuce
powątpiewania we wszelkie zjawiska paranormalne. Kto by pomyślał, że jego życie
obróci się o 180 stopni w trzy dni, oczywiście za sprawą dziewczyny (jakby
inaczej, przecież to Nicolas Sparks!) – Lexi - która pała do niego niechęcią, a
po trzech dniach łączy ich już wielka miłość. Oczywiście, trochę pikanterii
dodaje fakt, że Pan Dziennikarz zdobywa najbardziej pożądaną dziewczynę w
miasteczku. To taka klasyczna wersja miłosnych opowieści, że najprzystojniejszy
mężczyzna wybiera sobie najpiękniejszą kobietę. Jednak trzeba przyznać, że ta
„oklepana” wersja nigdy się nie nudzi. Zauważmy, że miłość to uczucie, brak
empirycznego wytłumaczenia, coś irracjonalnego. Można by rzec, że to już taki
mały cud, dynamiczna przemiana bohatera. Jednak Ci, którzy strona po stronie
dotrą do końca tej książki poznają cud cudów, który przytrafił się w jego
życiu, a to za sprawą kilku dni w małej mieścinie i miłości, która często
uderza znienacka jak piorun, niekiedy nawet boli tak samo!
Specjalnie
nie napiszę nic więcej, nie zdradzę choć kawałka fabuły, z nadzieją, że może
właśnie Ty – przyszły czytelniku - będziesz musiał się pomęczyć, ale przez to
przeżyjesz wzruszenie i poczujesz ciepło w sercu, czytając ostatnie zdanie.
***
***
Książki
mają moc, a już na pewno przynoszą wenę na swoich kartkach!
A
filmy?
Nie mogę tego tematu pozostawić bez słowa.
Nie mogę tego tematu pozostawić bez słowa.
Tylko
który, z 869 filmów, które widziałam, wybrać do zrecenzowania na bloga Radia
Pryzmat? (UWAGA: W tej liczbie nie ma
błędu! Proszę, nie bierz do ręki kalkulatora, naprawdę lepiej nie wiedzieć ile
to jest godzin, zwłaszcza jeśli uwzględni się fakt, że oglądam filmy po
kilkanaście razy).
Mam!
Niech będzie jedna z najlepszych bajek.
***
CO NAM TAM W GŁOWIE SIEDZI?
Kolejna
‘Disney’owska’ animacja pod tytułem: „W
głowie się nie mieści”. Opowieść o tym co dzieje się w głowie człowieka - jak
każdego dnia jesteśmy sterowani przez Radość, Smutek, Gniew, Strach i Odrazę -
jest produkcją wywołującą śmiech, ale także łzy. Rzadko się zdarza, że film
bawi i jednocześnie uczy pokazując rzeczywistość, jednak twórcy tej bajki
połączyli to perfekcyjnie. Jest ona
bardziej realna niż niektóre dzieła z prawdziwymi aktorami.
Na
ekranie możemy oglądać życie dziewczynki od dnia jej urodzin do wieku wczesnego
dojrzewania. Widz ma wgląd w najgłębsze zakamarki umysłu i może zobaczyć życie
bohaterki z jej perspektywy. Jednak żeby nie było to skierowane tylko do
młodszej części widowni, dostajemy również wgląd w głowy rodziców.
Technika
tworzenia jak zwykle nie zawodzi. Obraz miły w odbiorze, kolory żywe,
współgrające, grafika, postacie dobrze wykończone - nic dodać, nic ująć. Tym
razem nie była to produkcja wypełniona po brzegi piosenkami, które ‘chodzą’ za
człowiekiem jeszcze długo po seansie. Jedna piosenka w zupełności wystarczyła i
nadała szczególnego charakteru tego studia, ale bez przesady.
Walt
Disney Pictures proponowało nam mnóstwo dzieł - jedne zachwycające, drugie
trochę mniej. Jedne zapisywały się w pamięci na długie lata (choć w przypadku
„Króla Lwa” odważę się powiedzieć, że na całe życie), inne były przyjemne dla
oka tylko w trakcie pokazu i nie wywoływały wielkiego poklasku. „W głowie się
nie mieści” zaliczę do pierwszej kategorii.
To
naprawdę bajka - bawi, uczy, ma pięknie zakreślony morał. Przyjazna opowieść
pełna Radości współgrającej w końcowej fazie ze Smutkiem. Pokazuje dzieciom,
ale też dorosłym, że nie zawsze wszystko jest wspaniałe, ale nawet jeśli w
życiu zbierają się czarne chmury, to wcale nie musi oznaczać czegoś złego.
***
Jednak
jak człowiek zaczyna pisać o tym, co uwielbia, to nawet wypisany długopis nie
jest w stanie mu przeszkodzić.
Co
wyszło? Sami mogliście przeczytać. Poniżej załączam przepis na mój tekst, może
doda Wam inspiracji w łączeniu wybranych przez Was składników.
Składniki:
·
dwie
recenzje
·
odrobina
sylwetki.
Sposób
przygotowania:
Gatunki
dziennikarskie razem wymieszać i wylać na bloga Radia Pryzmat.
SMACZNEGO!
Karolina Zuber