Czy to nie
typowe? Jak najbardziej. Klasyk w wykonaniu większości kobiet przez pierwsze
piętnaście dni nowego roku. A potem? Potem to już to samo co zwykle. Skończył
mi się karnet na siłownię, więc odpuszczam.
źródło:freepik.com/index.php?goto=74&idfoto=963532&term=gym |
Wiem, wiem,
że nie każdy tak robi, jednak zbyt często spotykamy się w lustrze ze samym
sobą, żeby nie zauważyć w jakim miejscu drogi do celu jesteśmy. Mamy kwiecień i
właśnie dlatego podrzucam koło ratunkowe dla wszystkich tych, którzy wszelkie
nadzieje i postanowienia porzucili przy pierwszym kawałku babcinej szarlotki.
Dziś chcę się
z Wami podzielić garścią „siłowniowych” refleksji, więc przejdźmy do rzeczy…
Pierwsza i
najważniejsza sprawa.
Nigdy się nie
poddawaj, bo nikt nie powiedział, że będzie łatwo. To dotyczy wszystkich
planów, nie tylko sylwetkowych. Jeśli coś zamierzasz zrobić, to mimo miliona
nieudanych prób kiedyś Ci wyjdzie. Myślisz, że wszyscy od razu byli mistrzami
życia? O nie! Nie jeden raz i na mnie spadł gryf sztangi...
Druga sprawa,
równie istotna.
Poprzeczkę
podnoś powoli. Zacznij od drobnych kroczków. Nie musisz od razu przebiec
maratonu, ani dźwigać na martwy ciąg nie wiadomo ilu kilogramów (rekord Polski
to 400kg). Nasz organizm szybko przyzwyczaja się do pewnych czynności. Jeśli od
razu zaatakujemy go ostrą dietą, ciężkimi treningami, a przy tym zapomnimy o
regeneracji i tym, że noc jest od spania (bo wtedy tak na prawdę rosną mięśnie,
a nie podczas treningu!), to szybko przestaniemy widzieć efekty. Z czasem
trzeba będzie dostarczyć nowych bodźców dla naszego ciała, a jeśli na początku
wykorzystamy wszystkie możliwości, to
to, co miało stać się naszą pasją zacznie zwyczajnie męczyć. Z odchudzaniem,
czy zmienieniem swojego wyglądu jest trochę jak z wojną. Jeśli na początku
wykorzystasz całą amunicję, to potem nic Ci nie zostanie. I zaczniesz uciekać,
a nie o to chodzi.
Trzecią
sprawą jest skupienie się na technice. Nie po to ktoś kiedyś wymyślił Internet,
żeby z niego nie korzystać. Nie wiesz jak wykonać dane ćwiczenie, to sprawdź w
sieci. Oglądnij kilka filmików, a nie jeden. Warto też zapytać kogoś, kto już
trochę ćwiczy i nie upierać się przy swoim. Każdy przecież zaczynał. To dobry
sposób na zawiązanie nowych znajomości.
I jeszcze raz! Nie bierz od razu tysiąca kilogramów na tysiąc powtórzeń!
Lepiej dopracować szczegóły niż potem zrobić sobie krzywdę. Dorzucanie
kolejnych talerzy na gryf jest bez sensu, dopóki nie jesteś w 100% pewien, że
wszystko jest tak jak powinno.
Czwarta
sprawa- jesteś tylko sobą i aż sobą!
Każdy z nas
ma indywidualny organizm. Całą dietę, aktywność musisz dostosować pod siebie.
Nikt nie każe Ci ćwiczyć jak zawodowy kulturysta sześć razy w tygodniu i jeść
ryżu z kurczakiem na każdy posiłek. Zrób dwa, trzy treningi, które nie trwają
dużej niż godzinę. Pamiętaj o rozgrzewce i rozciąganiu. Po prostu troszcz się o
siebie i znaj swoje granice. Przekraczaj je powoli i ze smakiem. Porównywanie
się do kogoś jest bez sensu. Dlaczego? Bo genetyka, bo środowisko, bo nie jesteś
nikim innym tylko właśnie sobą- aż sobą!
Piąta, bardzo
ważna kwestia.
Zrób plan!
Bez tego ani rusz, bo bez zapisywania swoich efektów oraz kontroli przegapisz
progres i… szybko się zniechęcisz. Poszukaj w sieci, popytaj znajomych jeśli ćwiczą
niech Ci doradzą (ale używaj swojego mózgu!). Wybierz pięć ćwiczeń i zrób je w
kilku seriach po 5-8, albo 8-12 powtórzeń. I nie właź codziennie na wagę.
Popatrz w lustro, wizualne ( również pozytywne) zmiany nie zawsze idą w parze z
wymarzoną liczbą.
Szósta, „ last but not least”, sprawa.
Myśl
pozytywnie i nagradzaj się za efekty. Niby nic, ale jeśli do wszystkiego się
zmuszasz, to po co to robić? Po co katować się czymś co wcale Cię nie cieszy?
To jawny masochizm! Nie lubisz biegać? Nie biegaj! Idź na rolki, czy rower.
Jest tyle
sposobów, alternatyw, że można mówić o tym godzinami. Ważne, żeby po prostu cieszyć
się z tego, co się robi. Znaleźć sposób na siebie i czuć, że to nie nakaz, a
pasja i chęć do stawania się lepszą wersją siebie. Bo nikim innym nie będziesz.
Do wszystkich
kobiet! Dziewczyny, nie bójcie się wolnych ciężarów. Od samego kręcenia cardio
na rowerku tylko się zmachacie. Warto dorzucić jakieś „żelazo”.
Tak samo jeśli chodzi o jedzenie. Życie na sałatkach kiedyś się skończy i przy pierwszym napadzie głodu pochłoniecie całą tabliczkę czekolady. Sztuką jest zjeść jedną kostkę, niż nie zjeść wcale. Najlepsza dieta cud nie zastąpi Wam równowagi między tym co jest pełnowartościowe, a tym co jest teoretycznie „light, zero cukru, tłuszczu i kalorii”.
Tak samo jeśli chodzi o jedzenie. Życie na sałatkach kiedyś się skończy i przy pierwszym napadzie głodu pochłoniecie całą tabliczkę czekolady. Sztuką jest zjeść jedną kostkę, niż nie zjeść wcale. Najlepsza dieta cud nie zastąpi Wam równowagi między tym co jest pełnowartościowe, a tym co jest teoretycznie „light, zero cukru, tłuszczu i kalorii”.
Do wszystkich
mężczyzn! Nie zapominajcie o robieniu nóg. Bo jak to mówią: „klata, plecy, barki,
a nogi jak zapałki”…
Nie bójcie
się, bo nie ma czego się bać. Bądźmy dla siebie mili i pomocni. Nie zajmujmy
ławeczek, żeby tylko sobie posiedzieć i nie patrzmy z ukosa na nowicjuszy wśród
ćwiczących.
„Bycie fit”
stało się bardzo modne. Niestety we wszystkim tym zapominamy o sobie, o swoim
zdrowiu, czasem nawet przyjaciołach i rodzinie. To już jednak temat na inny
wpis…
Gabriela Waś