A gdybym był wiatrem



Zimno. Ostatni słaby promień słońca znika, zduszony deszczowymi chmurami. Gałęzie poruszają się niepokojąco.  Kolejne lodowate krople spadają z nieba. Gęsto. Zatrzymują się na szybie, spływają. Okno tworzy bezpieczną granicę. 

Ciepło. Koc i herbata. Najlepiej z miodem. I ulubiona muzyka, dziś zespół Breakout.
Gdzie kolory świata? Jeszcze niedawno... Żółć kadmowa, czerwień rubinu, czysty oranż. Nad nimi błękit, a poniżej głęboka zieleń. Światło subtelnie wydobywające barwy. Koniec.
W końcu już listopad. Krajobraz jawi się nam jako coraz bardziej nijaki, niezachęcający. Sami uciekamy od niego, chowamy się przed chłodem, walczymy z depresyjnym nastrojem.
Podświadomość zaczyna działać na naszą niekorzyść. Świat zewnętrzny przestał być dla nas istotny, nasza uwaga skupia się na wnętrzu. Ciągłe myśli, refleksje, może budzące się wspomnienia? Ze spacerów niekiedy wracamy udręczeni. I bardzo narzekający. Jak teraz działać, jak brnąć przez codzienność? 

Spróbować się zatrzymać. Posłuchać głosu jesieni. Warto filozofować będąc otoczonym jej aurą, poznać siebie z jej pomocą, oczyścić umysł na wietrze.
                                Karolina Przynarowska