W ścisku, w pocie i w deszczu, ale wszyscy z
uśmiechem na twarzy próbowaliśmy wyjść z krakowskich Błoń po ceremonii otwarcia
Światowych Dni Młodzieży 2016. Siła do śpiewania i tańczenia z minuty na minutę
wzrastała. Mimo, że momentami myślałam, że braknie zaraz tlenu i wszyscy
padniemy, trwałam w zabawie. Widok Kanadyjczyków robiących sobie zdjęcia z
Włochami, czy tańczących zakonnic nakręcał wszystkich. W pewnym momencie w
mojej ręce pojawił się obrazek Matki Boskiej. Niewielkich rozmiarów zakonnica z
azjatycką urodą błysnęła uśmiechem i z radością ogłosiła, że jest siostrą z
Nowego Jorku. Zaczęłyśmy rozmawiać o Janie Pawle II, magii Krakowa i żartować o
tym, że nocleg w NY mam zapewniony. Dzięki zakonowi "Sisters of life"
udało mi się wydostać z tłumu, szłyśmy wężykiem, za rękę.
Tyle uśmiechu w Krakowie dawno nie widziałam. Pierwszy
raz uczestniczyłam w Światowych Dniach Młodzieży, chociaż wiele osób mi to odradzało
ze względu na obecną sytuację w Europie oraz podejrzenia ataków
terrorystycznych. Mimo wszystko postanowiłam wziąć udział choć w jednej,
pierwszej części wydarzenia.
Monika w ostatnim poście zachęcała słowami „historia dzieje się tuż przy nas”. Wydarzyło się. Ku zaskoczeniu wielu osób był to niesamowity czas
dla Krakowian, ale i dla wszystkich Polaków. Oczywiście znajdą się ekolodzy,
którzy są oburzeni ilością śmieci oraz domatorzy zniesmaczeni ciągłym hałasem,
ale to przecież normalne przy tak ogromnym spotkaniu.
Sam Papież Franciszek wzruszył kolorową masę niejednokrotnie.
Dał wiele do myślenia, przedstawił świadectwa ludzi, które pozostaną nam na
długo w pamięci.
Moja kuzynka, która mieszka za granicą i nie jest
osobą praktykującą ze smutkiem mówiła, że bardzo żałuje, że nie mogła
przyjechać. Wy też żałujecie, że już koniec?
Karolina Walczowska