Niespodziewanie mama
zadzwoniła drugi raz piątkowego wieczora. Zawyłam z bólu.
Powiedziała, że nie chciała mnie wcześniej martwić. Śmierć
zapukała do drzwi. Wciąż nie mogę poradzić sobie z myślą o
odejściu mojej nauczycielki, mentorki, osoby, która pokazała mi
fantastyczne książki, niezapomniane filmy i wspaniałą muzykę...
Autor: Piotr K |
Poznałam ją kiedy miałam
jakieś sześć lat, mieszkała w sąsiedztwie. Wydawać by się
mogło, że dwanaście lat różnicy to bariera nie do pokonania. A
jednak. Istniały większe przeciwności. Od początku stałam się
tzw. „przylepą”. Chodziłyśmy na spacery, grałyśmy w gry
planszowe, pomagała mi w zadaniach domowych. Dwudziestokilkulatki
raczej nie mają ochoty spędzać czasu z małolatami, ale ona była
wobec mnie cierpliwa, nigdy nie powiedziała niczego przykrego.
Miewała wzloty i upadki
psychiczne, jak każdy. Ale mimo sparaliżowanego ciała nigdy się
nie poddała. Pokazała mi, jak kochać i szanować swoje życie. Ona
dostała drugą szanse od życia aparat do oddychania i wózek, dzięki któremu mogła się poruszać.
Na urodziny zaprosiła mnie
na koncert Marii Peszek. Zawsze o nich pamiętała i składała
życzenia. Miała wiele marzeń i była bardzo ambitna. Mimo
wszystkich przeciwności losu dążyła do celu. Była doktorantką
polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, potem studentką Akademii
Górniczo Hutniczej i wciąż chciała się rozwijać. Mówiła
bardzo dobrze po angielsku, trochę po francusku. Uwielbiała muzykę
rockową, to ona rozkochała mnie w brzmieniach Red Hot Chilli
Peppers i Nirvany. Z nią chodziłam na zakupy
zawsze się złościła, gdy mówiłam, że ubrania są drogie. Miała
wyczucie stylu, który podkreślał jej piękne niebieskie oczy i
kruczoczarne włosy. Żartowała ze mnie, jak tylko mogła. Kiedyś
zabrała mnie do knajpy na ul. Św. Anny, gdzie zamówiłyśmy gorącą
czekoladę z bitą śmietaną, a ja nie wiedziałam, jak mam ją
wypić, miała ubaw.
Autor: Piotr K. |
Nie umiałam pomóc, gdy
zmarła jej mama. Byłam za młoda, po prostu chciałam spędzać z
nią czas, najlepiej jak potrafiłam. Gdy tylko potrzebowała
starałam się przy niej być. Przez ostatnie dwa lata robiłam to
jednak za rzadko.
Wszyscy
biegają, pędzą, obiecują „tak, musimy się spotkać”. W
czerwcu, przed moim wyjazdem do Holandii, odwiedziłam ją. Oddałam
książki, odgrzałam obiad, chciała napić się jeszcze szampana
(nie widziałyśmy się tyle czasu, że chciała to uczcić), ale się
spieszyłam
jak zwykle. Zostawiłam sobie jej ukochane „Sto lat samotności”
i powiedziałam, że oddam po powrocie. Ale już nie zdążyłam.
Gosia zmarła z czwartku na piątek w swoim mieszkaniu, odeszła bez
pożegnania.
Męczy mnie ból po stracie
przyjaciółki, ale także ból spowodowany tym, że tak mało czasu
spędzałyśmy razem. Nie chodziłyśmy już na spacery, zakupy.
Chciała pojechać gdzieś ze mną na wakacje, ale nigdy nam się to
nie udało.
Książkę sobie zostawię,
a ją będę miała zawsze w swoim rozdartym sercu.
Wywiad z Małgosią
Niedziółką można przeczytać pod tym linkiem:
http://radiopryzmat.blogspot.nl/2015/04/nie-penosprawna.html
Karolina Walczowska