O tym, że narzekanie jest naszą niemalże dumą narodową wiemy wszyscy. My mieszkańcy Krakowa nie stanowimy w tej kwestii żadnego wyjątku. I choć uwielbiamy chwalić się, że nasze miasto jest jednym z najpiękniejszych w Europie, rynek jest największy, a Wawel zachwycający (istnieje nawet powiedzenie, że gdyby nie było Rzymu to właśnie Kraków zająłby jego miejsce) to równocześnie marudzimy a to na tłumy turystów na rynku, wygórowane ceny w okolicach starego miasta i pijanych Anglików którzy wieczorami rezygnują z bogatej oferty kulturalnej, na rzecz tej hmm... tej mniej kulturalnej…
źródło: freepik.com |
I rzeczywiście trochę prawdy w tym jest. Sama w sezonie unikam przemieszczania się ulicą Grodzką, Szewską, czy Floriańską, gdzie w w rozpasanym tłumie, łatwo nie tylko zgubić portfel, ale także swoją miłość do Krakowa. Bo wszędzie naganiacze i promotorzy- oferujący drinka, piwo, obiad, dom strachów czy przejażdżkę melexem (dla nie wtajemniczonych- to takie małe samochodziki, które umożliwiają “zobaczenie” nie mal całego starego miasta w zaledwie 1,5 h, nie robiąc nawet jednego kroku- nie wiem kto wpadł na taki pomysł, ale zapewne był doskonałym znawcą psychiki leniwego Europejczyka). I tak, bywa to irytujące, zawłaszcza u szczytu sezonu, gdy turystyka zarabia najwięcej, ale to tylko zwiększa jej apetyt- co sprawia, że staje się zwyczajnie nachalna. Gdy przejście przez ulicę w okolicach Bagateli przypomina walkę w buszu- musisz lawirować pomiędzy “wędkarzami” łowiącymi klientów i totalnie zrelaksowanymi turystami którzy czują się w twoim mieście dosłownie niczym królowie świata, których często nie obowiązują zakazy, nakazy, czy po prostu ogólnie przyjęte zasady kultury czy ruchu drogowego.
Nie wszyscy zdajemy sobie sprawę jak wielki ruch turystyczny przepływa przez Kraków. W 2013 roku odwiedziło nas 9,25 mln gości, a w roku ubiegłym było ich bagatela- prawie 10 mln. Rokrocznie przyjeżdża do Krakowa kilkaset tysięcy turystów więcej niż w roku poprzednim. I to WIDAĆ- na ulicach w sklepach czy kawiarniach, ale na Boga, trudno nie zauważyć 10 milionowego tłumu, gdy sama populacja miasta to “zaledwie” i to jeszcze niespełna 800 tysięcy mieszkańców.
Tak- turystów jest wielu i ich zachowanie często nas irytuje, nie należy jednak zapominać, że prawie 20% mieszkańców utrzymuje się właśnie z turystyki! Hotele, restauracje, biura turystyczne zatrudnią tysiące osób, które w ten sposób są w stanie utrzymać swoje rodziny. A im więcej turystów, tym większe pieniądze zostawiają w Krakowie, z czego my mieszkańcy z chęcią korzystamy. Myślę, że cieszymy się również z nowych obiektów takich jak Centrum Kongresowe, czy Kraków Arena, które sprawiają, że na koncert Kate Perry nie musimy już jechać do Warszawy czy Katowic, a jedynie wsiąść w tramwaj (który nota bene też jedzie po nowych torach, które powstały specjalnie aby dojazd tam był dla nas sprawniejszy i wygodniejszy).
Kraków jest rzeczywiście pięknym, historycznym miastem, z którego mamy prawo być dumni, mamy też prawo walczyć jako mieszkańcy, do przywileju prowadzenia w nim wygodnego i komfortowego życia. Nie bądźmy jednak hipokrytami! Jeśli chcemy chwalić się jego pięknymi zabytkami i zarabiać na tym pieniądze musimy na te kilka miesięcy w roku zaakceptować niedogodności, które się z tym wiążą. To chyba dosyć uczciwe, postarajmy się wykazać w tym wszystkim równie popularną jak nasze narzekanie- polską gościnnością!
A dzisiaj choć jest środek tygodnia, możemy wybrać się na kawę na rynek i cieszyć się świąteczną atmosferą, która trwa tu całe wakacje. Gdy przyjdzie jesień i liście opadną z drzew (moim skromnym zdaniem to właśnie jesienią Kraków jest najpiękniejszy) znów jak co roku odzyskamy swoje magiczne, melancholijne i ciche uliczki starego miasta.
Sylwia Pyzik