Ogólna cyfryzacja i
„internetyzacja” świata sprawia, że więcej znajomych miewamy
online niż w realnym życiu. Nie mówiąc już o tym, że zmorą
naszych czasów są pogawędki przez internet, które mają zastąpić
kontakt z żywym człowiekiem.
Jednak zatrzymajmy się
nad pewnym problemem, który generuje taki obrót sprawy – skoro
teraz znajomych poznajemy w sieci, to skąd oni czerpią informacje o
nas, skoro nie z rozmowy (jak to było przy tradycyjnym
zapoznawaniu)? Odpowiedź jest banalna – przecież wystarczy wejść
na dany profil i już wszystko się wie. Nieraz, bardzo często,
dosłownie: wszystko.
Mam wrażenie, że ludzie
nie zdają sobie sprawy, że taka otwartość może być bardzo
groźna w skutkach. Bo co innego, jeżeli dzielimy się prywatnością
z ludźmi, których realnie znamy, a co innego, kiedy wrzucamy każdą
minutę życia do sieci, gdzie każdy ma dostęp.
Jakiś czas temu
znalazłam bardzo ciekawy filmik, pokazujący, jak wiele rzeczy sami
ofiarujemy nieznajomym. Okej, nie mówię, że wszyscy są źli, ale
jednak pewna doza nieufności wobec świata jest wskazana…
Na wspomnianym nagraniu
widzimy mężczyznę, który podchodzi do zupełnie nieznajomych
dziewczyn i zaczyna pytać o najróżniejsze fakty z ich życia.
Pytania z cyklu „Jak się ma Twój pies?”, „udała się
wycieczka na Bahamy?”, „a ten Marek to świnia!”.
Słysząc podobne zdania
człowiek zastanawia się, skąd ten nieznajomy chłop wie to
wszystko?! Przecież pierwszy raz go widzę na oczy! Śledził mnie
czy co?! Owszem, na Facebooku, Instagramie i innych portalach, gdzie
spokojnie można sobie wszystkich „śledzić”…
Po oglądnięciu filmiku,
który miał być przestrogą, przypadkiem weszłam na profil kolegi
z pracy. Nie mamy się w znajomych, więc teoretycznie nie powinnam
się dowiedzieć niczego, co mogłoby mu w jakiś sposób zaszkodzić.
A jednak! Po nitce do kłębka – najpierw zlokalizowałam żonę
(razem z nazwiskiem panieńskim), a potem dzieci, małe dzieci…
Ja tam nie jestem jakimś specjalnym zagrożeniem, ale od razu pomyślałam o tych wszystkich
ludziach, którzy są. Po zdjęciach można się domyślić, gdzie ów kolega mieszka, czy ma dom, a może mieszkanie, ile i jak duże ma
dzieci, kim jest jego żona etc. Brzmi niepokojąco, nieprawdaż? A
wcale nie musiałam specjalnie szpiegować.
Ten wpis wcale nie ma
ośmieszyć ludzi nieumiejących zablokować sobie konta w serwisach
społecznościowych, tylko uczulić na to, jak wiele z naszego życia
prywatnego dajemy w prezencie zupełnie obcym ludziom, którzy mogą
mieć bardzo nieczyste intencje – wobec nas samych albo wobec
naszych bliskich, których przecież też „wrzucamy” do
internetu.
Zuzanna Kołodziejczyk