Kobieta i mężczyzna, ateista i katolik, biedny i bogaty, uśmiechnięty i smutny, samotnik i dusza towarzystwa, ten, który pasuje do świata i ten, który się w nim zupełnie nie odnajduje. Ludzie się dzielą. Od zawsze. Po co? Jak? Czy to złe? A może jest nam to potrzebne?
Podstawówka. Dwie przyjaciółki posprzeczały się o coś, co dla około dziesięcioletnich dziewczynek jest nie do wybaczenia. Może o pierwszą miłość, może któraś powiedziała o kilka słów za dużo? I się zaczęło (wbrew pozorom dzieci potrafią być względem siebie okrutne i mieć bardzo dorosłe problemy). Kto jest po czyjej stronie? Która ma więcej przyjaciół? I tak, cała klasa podzieliła się na dwa obozy. Kilka dni później dziewczynki się pogodziły, ale niesnaski, podziały pozostały...
Kiedy po raz pierwszy przeczytałam felieton Mariusza Szczygła, w którym ten podzielił sobie ludzkość, przypomniało mi się wiele podobnych historii. Mimo że matematyka nigdy nie była moją najmocniejszą stroną, okazało się, że sama dzielę i to dość często. To nic złego. Bo Ty też dzielisz. Każdy z nas dzieli. Każdy ma jakiś system. Nawet jeśli mocno temu zaprzecza.
Dzielimy się na tych, którzy dzień zaczynają od kawy albo od herbaty. Wolimy koty albo psy. Widzimy szklankę do połowy pustą albo do połowy pełną. Wierzymy, bądź nie. Kibicujemy konkretnemu klubowi. Jesteśmy tradycjonalistami lub wręcz przeciwnie. Tymi, którzy dużo mówią albo tymi, którzy milczą (chociaż przez to nie czują wcale mniej od tych, którzy opowiadają o sobie całemu światu). Są także Ci, którzy zakochują się co dwa dni i Ci, którzy potrzebują trochę więcej czasu, żeby wpuścić kogoś do swojego świata. Są kobiety, dla których słowo spalony oznacza coś więcej niż to, że kotlet jest do wyrzucenia, i te, które w życiu nie zrozumieją o co chodzi tym dwudziestu kilku facetom biegającym za piłką. Są podziały bardziej i mniej drastyczne, poetyckie i te całkiem prozaiczne. Są podziały prywatne, takie do których nigdy się nikomu nie przyznamy, nasze osobiste, domowe. I publiczne — związane z religią, tradycją, kulturą, panującymi zasadami, czy stereotypami, które rządzą naszą świadomością.
Te stereotypowe mogą być szczególnie niebezpieczne. Wyjątkowo okrutne jest rozróżnienie ze względu na wygląd. Takie podziały, podobnie jak te ze względu na przekonania, potrafią prowadzić do konfliktów, do zła, do agresji. Zresztą już samo słowo podział jest raczej negatywnie nacechowane i ma w sobie coś, co może kiedyś komuś, sprawić ból. Bo zawsze jesteśmy jacyś my i gdzieś tam są jacyś oni, inni. Czy gorsi, czy lepsi? Tu pojawia się często kolejny podział...
Podziały mają jednak i swoją pozytywną stronę. Mimo że wynikają przede wszystkim z tego, że się jakoś od siebie różnimy, dla mnie oznaczają przede wszystkim przynależność. Przynależność natomiast daje poczucie bezpieczeństwa i pozwala normalnie funkcjonować. Może właśnie w ten sposób szukamy ludzi podobnych do siebie? A może walczymy z poczuciem osamotnienia? Nawet jeśli będziemy bardzo zaprzeczać, to tak naprawdę potrzebujemy siebie nawzajem. Potrzebujemy świadomości, że ktoś ma tak jak my. Zresztą badania psychologów potwierdzają — lubimy ludzi, którzy są do nas podobni. Nieważne, czy chodzi tu o charakter, wyznawane przekonania, cechy charakteru, czy styl życia. Dzielimy się po to, by wiedzieć na czym stoimy. Podziały porządkują rzeczywistość, hierarchizują, w pewien sposób sprawiają, że wiemy, jaką drogą podążać.
Należy jednak pamiętać, by z tą życiową dziedziną matematyki postępować rozsądnie, gdyż łatwo się pomylić. Dlatego dzielcie ludzkość tak, by wytłumaczyć sobie jak funkcjonuje świat, by znaleźć z kimś wspólny mianownik i przede wszystkim tak, by nie wyrządzić nikomu krzywdy, a wszystko będzie dobrze!
Justyna Kępa