Top 3 seriali, które nie pozwolą Ci skończyć na jednym odcinku


    Czy Wam też tak trudno znaleźć czas na oglądanie seriali? Szkoła, praca, dom, rodzina, znajomi i po tym wszystkim nie ma nawet czasu wyluzować przed telewizorem. Ja staram się oglądać jeden odcinek serialu przed snem. Zdarzają się jednak takie produkcje, które na to nie pozwalają. W tekście przedstawię trzy seriale, które pochłaniają Cię w całości, przez co nie sposób jest zatrzymać się na tylko jednym odcinku. Będą to trzej zabójcy czasu, gdyż jeden epizod kosztuje Cię jedynie 20 minut życia. To ostatnia szansa, na to żebyś się jeszcze wycofał!!! Mówię serio. Zawalisz obowiązki, nie poprawisz matury, nie nauczysz się do sesji a matka cie wydziedziczy. 
https://pxhere.com/pl/photo/87037


    Nadal tu jesteś? No to lecimy.

The Office US (2005 - 2013)
    Zaczniemy od serialu, który w ciągu sześciu miesięcy obejrzałem aż dwa razy. Nie było to łatwe zadanie, gdyż dorobił się aż dziewięciu sezonów, w których średnio jest po 20 odcinków. Mowa o amerykańskiej wersji The Office.  Sam gatunek serialu, czyli mockument nigdy mnie nie przekonywał. Jest to najprościej ujmując sparodiowana wersja dokumentu. Amerykańska wersja powstała na wzór brytyjskiej, która liczy tylko dwa sezony. Wiele osób uważa, że pierwowzór był o niebo lepszy. Mnie jednak razi brytyjski akcent, przez co te same sytuacje w wersji US są o wiele zabawniejsze i bardziej zrozumiałe. Dokument ukazuje życie pracowników firmy papierniczej w małym miasteczku w Pensylwanii. Ten opis jest nudniejszy od ”M jak Miłość”, ale to celowy zabieg. O wiele lepiej nie nastawiać się na fajerwerki, aby potem pozytywnie się zaskoczyć. Poza tym wydaje mi się, że każdy spoiler „skeczy” może zniechęcić do oglądania. Wielką zasługą serialu jest autentyczność postaci. Szef (Steve Carell z „Evana wszechmogącego”) z początku wydaje się najgorszym człowiekiem na świecie. Wredny, seksistowski, dzieciak, który działa pod wpływem impulsu okazuje się być ciepłym, bardzo samotnym facetem, który zawsze chce dobrze dla firmy i jej pracowników. Ed Helms (dentysta z „Kac Vegas”) to żądny atencji romantyk, który ma problemy z kontrolą gniewu. John Krasinski (tak, ma polskie korzenie) jest strasznie znudzony pracą, więc czas urozmaica sobie robieniem dowcipów współpracownikowi i flirtowaniem z recepcjonistką. The Office US przepełnione jest niezręcznymi sytuacjami dnia codziennego. Niektóre z nich są tak bardzo „złe”, że aż musiałem zastopować, odetchnąć, pogodzić się z nią i dopiero oglądałem dalej. Nie polecam oglądać żadnych trailerów, gdyż wyrwane z kontekstu sytuacje nie dają poczuć klimatu serialu. Polecam za to obejrzeć, choć dwa odcinki, zupełnie wystarczą aby wiedzieć czy serial się kocha czy nienawidzi.  

Scrubs (2001 – 2008)
    Polski tytuł serialu to "Hoży doktorzy" i mogłoby się wydawać, że popełniono tu dwa błędy ortograficzne. Nic bardziej mylnego, gdyż nie chodzi tu o chorujących doktorów, lecz o hożych, czyli wg sjp, kogoś urodziwego czy tryskającego zdrowiem. Jest to serial komediowy, ale nie można go nazwać sitcomem, gdyż nie słyszymy w tle manipulacyjnego śmiechu po każdym dowcipie. Serial opowiada o nierozgarniętym Johnie Dorianie, który po studiach medycznych odbywa staż w jednym z publicznych szpitali. W serialu pełni rolę także narratora, a każdy odcinek kończy puentą. Dorian często ucieka w świat marzeń, gdzie w irracjonalny sposób przedstawia swoje oczekiwania, bądź obawy. Można powiedzieć, że przez cały serial „JD” szuka miłości i próbuje zdobyć szacunek u swojego mentora. Ja sam lubię mówić o tym serialu, że jest słodko-gorzki. Przezabawne sceny przeplatają się z twardą szkołą życia. Esencję serialu przedstawia ten fragment na YouTube



How I Met Your Mother (2005 – 2014)
    "Jak poznałem waszą matkę"…? Na to pytanie Ted odpowiada swoim dzieciom przez całe 9 sezonów. I mimo, że to on jest narratorem to nie można powiedzieć, że przez cały serial jest główną postacią. Z czasem, gdy serial zyskiwał na popularności rola Teda Mosbyego zrównała się z rolami jego czwórki przyjaciół. Artystki, przedszkolanki Lilly. Kumpla ze studiów, prawnika Marschalla. Dziennikarki pochodzącej z Kanady Robin i podrywacza Barneya. Jest to piątka Nowojorczyków, która często przesiaduje w barze lub w jednym z mieszkań należących do kilkorga z bohaterów. Brzmi znajomo? Istnieje wiele opinii, że serial jest mocną kopią legendarnych Friends (1994-2004). Z tych dwóch jednak i tak bardziej polecam HIMYM. A to, dlatego, że Ted zdradza co będzie na końcu. Przez cały serial dowiadujemy się jak do tego doszło, a mimo to jest mniej przewidywalny od Przyjaciół. Dużym plusem jest też to, że serial jest po prostu nowszy. Przez co przedstawia problemy bliższe dzisiejszemu światu, niż Friends. Z tym po prostu nie wygrają. Wracając do samego HIMYM, to nie tylko opowieść o szukaniu miłości, ale także o dorastaniu. Dwudziestoparolatkowie próbują radzić sobie z problemami zawodowymi, rodzinnymi czy zdrowotnymi a wszystkie z nich sprowadzają się do wspólnego mianownika, którym jest przyjaźń. To ona pomaga im przejść przez najgorsze chwile. 



     Pisząc ten artykuł zmieniałem jego tytuł i koncepcję kilka razy. Na początku miały to być seriale, które „rozbawią do łez”, następnie które rozczulą nawet największego twardziela”, ostatecznie są to te, które nie pozwolą skończyć na jednym odcinku. I ciekawym jest to, że w każdym z tych przypadków były to te same trzy seriale. Każdy z nich tak bardzo pochłania, że widz zaczyna się utożsamiać z którymś z bohaterów. Z tymi postaciami śmieje się i płacze. Przejmuje jego problemy, i rozwiązuje je razem z nimi. To wszystko sprawia, że nie chcesz odchodzić od monitora, nawet jeśli to skutkuje zawaleniem sesji...

 Jakub Dębski