Nie dla rozczarowania! - wakacyjny challenge


Jest piękne popołudnie, właśnie wyszłam z cukierni z papierową torebką zawierającą kilka orzechowo-owsianych ciasteczek. Swoje kroki kieruję na przystanek, zerkam na rozkład jazdy i szukam tramwaju, który zawiezie mnie na południe Krakowa. Jest! Będzie za trzy minuty. Mam jeszcze czas, więc sięgam po jedno ciasteczko i przyglądam się stojącym dookoła mnie ludziom, zapoznawszy się z ich wyglądem przenoszę wzrok na okoliczne budynki, witryny sklepowe i… Szok, niedowierzanie, euforia. Jest! 
https://pixabay.com/pl/sklepie-manekin-zakupy-1065112/

Jest ta jedyna, piękna, wyśniona, wymarzona sukienka! Po drugiej stronie ulicy na manekinie prezentuje się cudownie. Patrzę na przejście dla pieszych. Jest zielone! Przebiegam przez pasy, chowając z tego wszystkiego niedojedzone ciasteczko do papierowej torebki. Wpadam do środka sklepu, przyglądam się szybko białej koronkowej górze, jest idealna. Zwiewny dół dłuższy z tyłu, krótszy z przodu. Tak, chciałam, żeby właśnie tak wyglądał. Szukam metki, obracam ją by znaleźć jakąś informację o sukience i… Szok, rozczarowanie, łzy w oczach… Nie mój rozmiar i nie moja cena… A w sklepie nie ma innego egzemplarza i nie będzie, bo to tak zwany outlet.
To nie był mój jedyny sukienkowy problem w tym roku. Kilka razy mierzyłam sukienki, które naprawdę mi się podobały i były w moim rozmiarze, a mimo to gdy popatrzyłam w lustro: tu coś odstawało, tam materiał był zanadto opinający, szew z ramienia zbiegał po skosie na plecy zamiast układać się równo. Mierzenie innych rozmiarów udowadniało, że ten jeden jest najlepszy, a jednak nie wyglądał na mnie zbyt dobrze. Na przerabianie przez kogokolwiek sukienki te były za drogie, za taką cenę powinny przecież pasować. Przez mój umysł błyskawicznie zaczęły się przewijać pytania. Czy jestem za gruba? A może za chuda? Za wysoka a może za niska? Nieproporcjonalna? A może źle wyglądam w sukienkach? Ale w pewnym momencie do akcji wkroczył zdrowy rozsądek. Przecież w innych rzeczach wyglądam dobrze, podobam się sobie w spódnicach i dobrze na mnie leżą. Lubię siebie taką, jaka jestem - potrafię spojrzeć w oczy swojemu odbiciu w lustrze i powiedzieć „ładnie dziś wyglądasz”. Więc w czym problem? Na pewno nie we mnie, skoro dla siebie jestem w sam raz, choć oczywiście nie zawsze tak uważałam, ale to już inna historia. Problem w tym, że idealnych sukienek nie szyją na mnie. Tak się składa, że najwyraźniej na świecie jest mało modelek o sylwetce podobnej do mojej i mało sukienek moich marzeń szytych na takie modelki. Myślę, że sporo dziewczyn jest w analogicznej sytuacji.
Po przygodzie z piękną białą sukienką i zainspirowana koleżanką z szkolnej ławy, która od niedawna szyje, postanowiłam, że w końcu w wakacje spróbuję uruchomić maszynę do szycia. To będzie dla mnie wyzwanie, bo szyciem na maszynie bawiłam się raz i nie trwało to nawet minuty, ale w dzieciństwie zdarzyło mi się szyć ręcznie ubranka dla lalek, więc mam nadzieję, że drzemie we mnie choć odrobina talentu w tej materii. Doskonale zdaję sobie sprawę, że na początku będzie mnóstwo prób i błędów, ale czemu by nie spróbować? Może kiedyś w końcu uda mi się dojść do wystarczającej wprawy by uszyć sukienkę ze snów, idealną, dedykowaną dla mnie. W te wakacje to może się nie udać, ale przynajmniej stanę na początku drogi do celu. Może Ty też masz ochotę podjąć podobne wakacyjne wyzwanie?

Maria Cieszkowska