O językowej niefrasobliwości Polaków słów kilka

Mikołaj Rej powiedział kiedyś, że Polacy nie gęsi, iż swój język mają. Mają, ale często źle go używają. W kolejnym wpisie na naszym blogu przyjrzymy się, jakie wpadki językowe popełniamy najczęściej.


źródło: freepik.com

Nie od dziś wiadomo, że język polski do najłatwiejszych nie należy. Siedem przypadków, trzy rodzaje, trudna wymowa, zawiłe zasady ortografii. Dla obcokrajowców nauka naszego ukochanego języka często kończy się przy poznawaniu fleksji, ewentualnie w momencie, gdy próbują wypowiedzieć kolejny językołamacz, taki jak: źdźbło, gżegżółka, czy rozstrzygnięcie. Ale, ale, to żaden wstyd. Wystarczy podsłuchać ze trzy rozmowy w tramwaju, włączyć telewizję albo przeczytać dwa losowe artykuły wiodącego w Polsce portalu internetowego i nagle okazuje się, że tak do końca dobrze nie potrafi mówić nikt. Jakie pomyłki przytrafiają nam się najczęściej?

Bynajmniej nie włanczaj

Po pierwsze za dużo włanczamy. A jedyną poprawną, uznawaną przez słownik wersją jest włączać i to należy zapamiętać. Na zawsze. Do grobowej deski. Dla niepojętnych prosta wskazówka. Mamy włancznik, czy jednak włącznik? No właśnie. ;) Niezbyt dobrze także świadczy o nas, gdy staramy się udawać mądrzejszych, bardziej elokwentnych i nagle, nie wiadomo dlaczego, wrzucamy do zdania bynajmniej, niestety, co jest ostatnio chorobą, w niepoprawnym znaczeniu. Tu, żeby rozwiać wszelkie wasze wątpliwości, sięgamy do ulubionej strony każdego polonisty, a może kiedyś i każdego Polaka, a mianowicie do strony Słownika Języka Polskiego PWN. Oto, co znajdziemy pod hasłem bynajmniej:

bynajmniej I «partykuła wzmacniająca przeczenie zawarte w wypowiedzi, np. Nie twierdzę bynajmniej, że jest to jedyne rozwiązanie.»

bynajmniej II «wykrzyknik będący przeczącą odpowiedzią na pytanie, np. Czy to wszystko? – Bynajmniej.»

Co ważne, nie możemy go, kiedy nam się tylko podoba, wymieniać na przynajmniej. To dwa zupełnie różne słowa. Przynajmniej znaczy: minimalnie, nie mniej niż. Wyraźnie czuć więc różnicę.

Nigdzie nie poszłeś

Wiesz, wczoraj poszłem z kumplami na mecz. Pewnie niejedna dziewczyna usłyszała takie oto, bardzo kłujące w uszy swoją niepoprawnością, zdanie. Nie dość, że musiała spędzić wieczór samotnie, to jeszcze błąd. Nigdzie więc nie poszłeś, a poszedłeś, drogi kawalerze. Jeśli chcesz zaimponować swojej kobiecie, wierz nam, używając poprawnej formy „kupisz” serce każdej panny. No prawie każdej. Bo jeśli takowa non stop powtarza wziąść zamiast wziąć to wiedz, że źle się dzieje.

No dobrze, ale o tym piszą wszyscy. Są jeszcze takie trochę bardziej ukryte błędy, jedynie bardziej spostrzegawczy i poloniści od razu rozszyfrują takiego delikwenta, który to niby przepięknie się wysławia, używa pięknych metafor, a tu...

Fakt autentyczny jest taki, że nie zjesz pomarańcza

A tu na przykład zawzięcie udowadnia nam, że cofa się do tyłu. Noo tak, a jak inaczej...? Takie coś nazywa się pleonazmem, a mówiąc bardziej po ludzku, to takie masło maślane. Możemy się tylko i wyłącznie cofać, tak samo nie możemy spadać w dół. Mówimy po prostu spadać, cofać. Podobnie jest z takim wyrażeniem jak fakt autentyczny. Bo przecież gdyby nie był autentyczny, czy byłby faktem?

Nie ma także w języku, i w ogóle nie ma, czegoś takiego jak większa połowa. Bo czy połowy nie mają tego do siebie, że są równe? Możemy za to powiedzieć:  ponad połowa albo większa część. Do tego nikt się nie przyczepi.

Problemy sprawiają nam także owoce. Szczególnym uczuciem darzymy pomarańcze. Nie wiadomo dlaczego ubzdurało się nam, że mamy ten pomarańcz, a powinno być przecież ta pomarańcza. Mówi się jem pomarańczę, a nie: jem pomarańcza. Ale, ale, niektórzy jeszcze zajadają winogron. A przecież tak jakoś ładniej pobrzmiewa jedzenie winogrona.

Dzisiejszy dzień jest 26 listopad

Wracając jednak do problemów. Problemów z językiem oczywiście. Jednym z ulubionych błędów, które nagminnie można zaobserwować w naszym otoczeniu, na plakatach, w prasie, radiu, czy telewizji, jest błędnie wypowiadana i zapisywana data. No więc prostujemy, nie ma takiego dnia jak 26 listopad, jeśli już, to 26 listopada. Kolejna czasowa wpadka wiąże się z rokiem. A skoro niedługo zmieniamy ostatnią cyferkę, warto zapamiętać, że rok dwutysięczny piętnasty w języku nie istnieje. Rzeczywiście mieliśmy rok dwutysięczny, ale już za niewiele ponad miesiąc rozpoczynamy rok dwa tysiące piętnasty. Co do naszych problemów z czasem, często jeszcze możemy usłyszeć, że coś odbędzie się w dniu dzisiejszym. Otóż odbędzie się dzisiaj. Po prostu dzisiaj...

Ubierz swetr, a pójdziesz po najmniejszej linii oporu

Dobrze też wiedzieć, jakie ubrania mamy w szafie i co należy z nimi robić. Mamy nie swetr, a sweter. Wkładamy więc sweter, kupujemy sweter, nawet jeśli rozciągnie się w praniu, to ciągle będzie to sweter, nie swetr. A płaszcz, bluzkę, czy kurtkę można włożyć. Nie ubrać. Ubrać możemy choinkę na święta.

A gdy chcemy coś zrobić szybko, byle jak, to nie idziemy wcale po najmniejszej linii oporu. To opór ma być mały, nie linia, a więc poprawna forma to: iść po linii najmniejszego oporu. Zapamiętajmy

Ciężki orzech do zgryzienia mówić poprawnie

W każdym bądź razie ciężki orzech do zgryzienia z tym językiem polskim, tfuuu, ani w każdym bądź razie, ani ten orzech nie powinien być ciężki. Tylko twardy. Nie inaczej. I w każdym razie. Tutaj błąd wynika z wymieszania się dwóch wyrażeń, wspomnianego już w każdym razie i bądź co bądź. Żeby było jak należy używamy, albo jednego, albo drugiego, połączenie zabija. Naprawdę...

To oczywiście tylko kilka błędów, które ranią nasze uszy niemal każdego dnia. Gdyby chciał wymienić je wszystkie możnaby pewnie napisać słownik błędnej polszczyzny albo dwa, a może nawet i trzy. Na Facebooku powstają strony wytykające wpadki językowe, w mediach pojawiają się kolejne teksty o językowej niefrasobliwości Polaków, ale prawda jest taka, że popełnianie błędów to rzecz ludzka. Każdemu się zdarza. Starajmy się jednak, by zdarzało się jak najrzadziej. Nie rańmy języka. Tak bardzo.


Justyna Kępa