Prawo jazdy ‑ przywilej czy pierwszy koszmar dorosłości



Dla większości to jeden z najważniejszych atutów osiągnięcia pełnoletności (oczywiście zaraz po prawie do konsumpcji substancji przeznaczonych dla dorosłych… priorytety są tutaj oczywiste). To dokument, który pozwala nam uwolnić się od zapchanych autobusów, wolnych tramwajów i rozklekotanych mini-busów. Koniec z tłukiem, nieprzyjemnymi zapachami, podróżami, które trwają wieczność i brakiem miejsc siedzących. Przepustka do nowego, lepszego świata… Ot co! Brzmi pięknie, niestety rzeczywistość maluje się w nieco mniej kolorowych barwach.

źródło:freepik.com


 Najpierw nauka…

Gdy przychodzi TEN moment pieniądze początkowo nie grają roli. Cóż… żeby nauczyć się jeździć potrzebuję nauczyciela, sytuacja jest dość oczywista. Dlatego serce aż tak nie boli, gdy wyciągam z kieszeni 1,5 tysiąca, mam świadomość, że to dobra inwestycja w przyszłość. Może boli trochę bardziej, gdy dowiaduję się, że muszę wydać 200 złotych na badania lekarskie, które jeszcze rok temu kosztowały 50 zł. Cóż… widocznie moje zdrowie jest bardzo ważne dla przyszłej kariery kierowcy i niezbędne jest zbadanie poziomu cukru w mojej krwi, a zresztą, o zdrowie trzeba dbać, no niech będzie.

I zaczyna się jatka!

Po godzinach nauki i ćwiczeń nadchodzi TEN MOMENT! Czas zapisać się na egzamin państwowy… najpierw teoria - jedne 30 zł (darmoszka). Oczywiście za 6 razem stwierdzam, że opłata ta wcale niską nie jest. Egzamin odbywa się co godzinę, zdawalność jest znikoma, a koszty żadne (jeszcze przed reformą opłata za teorię wynosiła 14 zł). Po godzinach spędzonych przed komputerem i 6 tysiącach rozwiązanych testów, w końcu na ekranie komputera wyświetla się zielony, dodający nadziei napis „Wynik: Pozytywny”. Jestem w połowie drogi… chyba może się udać! Mina nieco mi rzednie, gdy słyszę opłatę za egzamin praktyczny - 140 zł. I nieważne, czy potrwa godzinę, czy zakończy się na placu manewrowym. Atmosfera w MORDZIE (tak - to skrót- całkiem trafny) jest mówiąc delikatnie napięta, stres jest prawie namacalny, a powietrze tak gęste, że można w nim postawić ołówek. Przychodzi czas na egzamin praktyczny… I tak raz, drugi, trzeci, dziesiąty - bywa różnie.


  Po co to wszystko?

Piszę ten post ponieważ mam świadomość, co władze zrobiły z egzaminem. Z roku na rok jest coraz droższy i „ulepszany” o kolejne, pozbawione sensu procedury. O dziwo jakoś nie spowodowało to zmniejszenia się liczby wypadków wśród młodych kierowców. Powoduje raczej tylko coraz większy stres, który ze zgrozą wspomina się latami. A po co to wszystko? Coś do czego mamy prawo, stało się kolejną maszynką do zarabiania na nas pieniędzy. To smutne, szczególnie dlatego, że dotyczy głównie osób młodych, które muszą liczyć się z każdym groszem. Niestety ucieczki przed tym nie ma, walka jest skazana na porażkę. Wszystkim, którzy już mają to za sobą serdecznie gratuluję, pozostałym życzę wytrwałości!